- Robimy kanapki dla wolontariuszy i ludzi, którzy jadą pociągami z Ukrainy dalej w Polskę. Nasi mieszkańcy tak pomagają. W tym domu tak gwarno było tylko wtedy, gdy klerycy byli niegrzeczni. Teraz płaczą dzieci. Tak nigdy nie było. Teraz ten dom żyje sercem. Każdy myśli, żeby im pomóc. Oni znaleźli pomoc, schronienie i bezpieczeństwo. Oni myślą już o pomocy dla tych, którzy chcą się do nas przedostać - mówi ks. Piotr Barczyk.
Jak mówi jedna z uchodźczyń, na granicy stała 36 godzin. "Wywiozłam szóstkę dzieci. Ksiądz Piotr to taki człowiek... Tak wielkie ma serce. W nocy przywiózł miesięczne dziecko z granicy. Mama płakała, do tego babcia i dwoje dzieci" - dodaje.
- Ludzie wiedzą, że jestem księdzem. Mój wygląd ich odstrasza, boją się. Przyjechał gruby facet z brodą. Inni mówią, że spokojnie, bo tylko tak wyglądam. Ma dla nich znaczenie, że jestem księdzem. Chodzą do kościoła. Jak jest trzy razy dziennie msza święta, wszyscy są trzy razy w kościele. Oni mówią, że tylko panu Bogu teraz ufają - dodaje ksiądz Piotr.
- Pierwsze bomby usłyszałam 24 lutego. Nie rozumiałam tego. Tu czuję się bezpieczna. Jest wielu dobrych ludzi tutaj. Jestem pod wrażeniem. Czuję się tu jak w raju. Dzieci bały się, tu jest spokojnie. Dziękujemy księdzu i wszystkim ludziom, którzy nam pomogli. Daj Bóg, żeby Polska nigdy nie zaznała wojny - mówią uchodźcy.
Dom Rekolekcyjny w Błoniu koło Tarnowa chętnie przyjmie środki czystości oraz higieniczne dla kobiet i dzieci z Ukrainy, które znalazły tam na razie swój dom.
Ks. Piotr Barczyk z Błonia koło Tarnowa podkreśla, że może przyjmować uchodźców dzięki przychylności i życzliwości rektora tarnowskiego seminarium i biskupa Andrzeja Jeża, który dwie rodziny uchodźców przyjął także pod swój dach w Domu Biskupim przy ulicy Mościckiego w Tarnowie.