Nie mamy możliwości oszczędzania na pracownikach, bo inflacja, brak rewaloryzacji wynagrodzeń i tak spowodowały upadek w portfelach w granicach czterdziestu paru procent. Takie rozmowy mogą się odbywać w sytuacji, gdzie firma jest, działa i będzie działać. A dzisiaj zarząd mówi nam wprost. Jeżeli ze strony pracowników nie będzie wsparcia dla ratowania spółki, może się okazać, że trzeba będzie zastosować manewr upadłości. Sytuacja jest na tyle poważna, że grozi nam utrata płynności, a porozumienia z bankami są podpisywane na okres 1-2 miesięcy i cały czas są trudne rozmowy

- podkreśla Adam Odolski ze Związku Zawodowego Pracowników Ruchu Ciągłego tarnowskich Azotów.

Odolski dodaje, że pracownicy Azotów już raz pomogli ratować w podobny sposób tarnowskie zakłady w 2002 roku, ale wtedy chodziło o wzięcie dwóch bezpłatnych dni urlopu, a nie rezygnacji z części wynagrodzeń.

Widzę, że jest duże pole do rozmów. Na razie bym nie przesądzał. Niewątpliwie mamy wszyscy świadomość, że spółka jest w bardzo trudnej sytuacji i nie ma prostych rozwiązań - dodaje.

Z kolei Artur Jasiński z zakładowej Solidarności w Azotach podkreśla, że zarobki i tak są bardzo niskie:

Jeżeli jeszcze coś odbierzemy pracownikom, to za chwilę nikt nie będzie chciał pracować w Azotach, a ci, którzy pracują, to po prostu odejdą. Są to tak mało dające oszczędności kwestie, że wyrządzi to więcej szkody niż pożytku

– twierdzi.

Tylko od początku roku z tarnowskich Azotów odeszło 128 osób na około dwa tysiące zatrudnionych w zakładach w Mościcach. Wśród nich byli pracownicy odchodzący na emeryturę, ale jak podkreśla Jasiński, z tarnowskich zakładów odchodzą także młodzi pracownicy po 1– 3 latach pracy.

- Jest to bardzo niepokojące, bo to pracownicy, którzy już zdobyli jakieś doświadczenie. A my nie jesteśmy prostym zakładem, że z dnia na dzień się przychodzi i produkuje. Żeby być pełnoprawnym pracownikiem, to czasem potrzeba pół roku i dłużej, żeby zdobyć wiedzę, kompetencje oraz uprawnienia do pracy na instalacjach - podkreśla przewodniczący zakładowej Solidarności w Azotach.

Niedawno po raz pierwszy od 8 lat odbyło się spotkanie Zespołu Trójstronnego ds. Branży Chemicznej, podczas, którego rozmawiano o sytuacji w Azotach.

Jak do tego doszło?

Według posłanki Platformy Obywatelskiej Urszuli Augustyn, która w poniedziałek przeprowadziła kontrolę poselską w tarnowskich Azotach, za tak dramatyczną sytuację chemicznej spółki, poza obiektywnymi czynnikami jak pandemia i wojna na Ukrainie, odpowiada poprzedni zarząd Grupy Azoty.

Na przestrzeni sześciu kwartałów Grupa Azoty odnotowała cztery miliardy złotych straty. Sam 2023 rok zamknął się stratą 3 miliardy 290 milionów. W ubiegłym roku Grupa Azoty, w znacząnie wyższym zakresie niż w 2022 roku, musiała korzystać m.in. z kredytów i faktoringu, a to spowodowało, że jest coraz bardziej zadłużona. Czym to było spowodowane? Zarówno warunkami zewnętrznymi, ale także fatalnym zarządzaniem oraz brakiem podejmowania działań wtedy, kiedy na koniec 2022 roku było widać, że sytuacja zaczyna być naprawdę dramatyczna. Trzeba było zacząć działać. Natomiast zarządzający wówczas Grupą Azoty tych działań nie podejmowali.

Urszula Augustyn jest przekonana, że to efekt dużych zaniechań. - Przez 6 kwartałów nikt nie podejmuje decyzji, które mają ratować spółkę. Spółka miała ogromne długi, a wciąż jeszcze były prowadzone sponsoringi. Samo odjęcie sponsoringów to jest kwota 30-35 milionów złotych. To są konkretne pieniądze w skali roku. Ale ciągle jeszcze płacono składki na Polską Fundację Narodową. Siedem milionów złotych rocznie. Nie było żadnej refleksji i działania dla ratowania spółki – punktuje posłanka.

Parlamentarzystka przekonuje, że nowy zarząd od marca 2024 działa dla poprawy sytuacji. Augustyn wyliczała m.in. że zmniejszono liczbę wydziałów, dyrektorów, członków rad nadzorczych, którzy mieliby teraz zarabiać mniej. Nie potrafiła powiedzieć jednak, o ile mniej zarabia teraz zarząd Grupy Azoty.

Posłanka sprzeciwia się też propozycji ograniczenia części wynagrodzeń pracowniczych, bo, jak przyznaje, w Azotach zarabia się teraz mało. Odbyła też rozmowę z prezesem Adamem Leszkiewiczem, podczas której ustalono, że nie ma na razie zapowiedzi zwolnień.

W pierwszym kwartale 2024 Azoty zanotowały 330 milionów złotych netto straty.

Co z pomocą rządu i UE dla Grupy Azoty?

Związkowcy podkreślają, że sytuacja Azotów wynika także z importu do Polski tanich nawozów z Rosji oraz Białorusi. - Nie jesteśmy w stanie konkurować z nawozami produkowanymi z gazu rosyjskiego, na który jest nałożone embargo przez Unię Europejską. Więc to jest trochę schizofrenia Unii Europejskiej, która niby pomaga Ukrainie w walce z Rosją, a z drugiej strony w Polsce sprzedajmy masy nawozów i dajemy pieniądze Putinowi na tę wojnę. Następna kwestia to cła zaporowe, które zostały zdjęte przez Unię podczas pandemii i wojny, i jeżeli nie zostaną przywrócone, to tej firmy nie jesteśmy w stanie uratować. Bo z gazem rosyjskim nie jesteśmy w stanie konkurować – przekonuje Artur Jasiński z zakładowej Solidarności w Azotach.

Posłanka Platformy Obywatelskiej odpowiada, że przez ostatnie lata państwo nic nie zrobiło z kwestią importu nawozów z Rosji i Białorusi. - Oczekiwanie, że nowy rząd przez kilka miesięcy jest w stanie błyskawicznie doprowadzić do zmian, jest trochę przesadzone. Ale nad tym się pracuje i jest to kluczowe zadanie dla rządzących w naszym kraju oraz Unii Europejskiej. Tutaj bardzo mocno widać, że do tej pory nie współpracowano w Unii Europejskiej w związku z tym tematem. Poprzednicy, którzy byli na permanentnej wojnie z przedstawicielami Komisji Europejskiej i Unii Europejskiej zaniedbali ten temat, a można było działać. Działania Unii Europejskiej są bardzo potrzebne w tym temacie. Żebyśmy potrafili z innymi krajami powiedzieć jednym głosem i podjąć działania, które zdecydowanie poprawią sytuację na rynku nawozów. Po pierwsze kwestia ceł, ale także wspólne stanowisko w sprawie konkretnych działań przeciwko Rosji i Białorusi. Nie może tak być, że nasze produkty są niekonkurencyjne i drogie, bo koszty produkcji są ogromne. Tymczasem także Polacy, ale i przeróżne firmy ciągle wwożą do Polski nawozy i półprodukty z Rosji i Białorusi - podkreśla Urszula Augustyn.