Piotr K. przekonywał, że w momencie wypadku to nie on prowadził samochód, bo nieco wcześniej, na skrzyżowaniu ulic Lwowskiej oraz Starodąbrowskiej, miał się zamienić miejscami ze swoim kolegą-policjantem. Zarówno biegły, jak i sędzia stwierdzili jednak, że Piotr K. kłamie i to on doprowadził w stanie nietrzeźwości do wypadku na rondzie przy ulicy Słonecznej.

Sędzia Jakub Boryczko podkreślał, że oskarżony nie przedstawił żadnych wiarygodnych dowodów na zamianę miejscami. - Przeciwnie, ujawniono w toku postępowania okoliczności stanowiące zaprzeczenie tego twierdzenia - powiedział. Kluczowe dla sprawy było nagranie z monitoringu, na którym widać, że w samochodzie przez cały czas świecą się światła stop, co oznacza, że kierowca musiał przez cały czas trzymać nogę na hamulcu.

Sąd podkreślał, że Piotr K. po zatrzymaniu zeznawał, że samochód był sprawny. Jednak kiedy kwestia monitoringu wyszła na jaw, mężczyzna twierdził, że wcześniej doszło do awarii oświetlenia. Jak jednak podkreślał sędzia Boryczko w uzasadnieniu do wyroku, z nagrań monitoringu wynika, że przed dojazdem do skrzyżowania światła stop w samochodzie Audi S3 działały prawidłowo.

Sędzia Boryczko dodał, że z zasad logiki i doświadczenia życiowego wiadomo, że "naturalnym jest, iż kierowca i pasażer, którzy chcą się wymienić miejscami w samochodzie, wybierają sposób najprostszy, najwygodniejszy i najbardziej oczywisty. Wysiadają z pojazdu i po obejściu wsiadają, zamieniając się miejscami. Przeciskanie się we wnętrzu raczej ciasnego samochodu przy uwzględnieniu postury, a także elementów takich jak chociażby kierownica czy tunel środkowy, należy uznać za nieracjonalne i nielogiczne, zwłaszcza że praktycznie nic nie stało na przeszkodzie, aby ewentualnej zamiany dokonać w sposób wygodniejszy, naturalny i oczywisty".  

- Tym trudniej jest uwierzyć w zaistnienie sytuacji, w której przysiadające się osoby dokonywałyby zamiany miejsc tak, aby przez cały czas naciskać na hamulec. Wymagałoby to sporej sprawności, trwałoby z pewnością znacznie dłużej i sprawiało większy problem. Teza o dokonaniu zamiany przy nieprzerwanie wciśniętym hamulcu nie ma żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Dokonujący zamiany musieliby uważać ciągłe wciskanie hamulca za uzasadnione. Twierdzenie, że robili to po to, żeby przez cały czas świeciło się światło stop, jest oczywiście absurdalne - dodał sędzia.

Wyjaśnił, że nie uznał za wiarygodne zeznania jednego ze świadków, któremu Piotr K. miał w szpitalu zrelacjonować zamianę miejsc, gdyż między opisami tego mężczyzny oraz oskarżonego zachodzą poważne rozbieżności.

Piotr K. podczas procesu przekonywał, że tego dnia nie miał zamiaru jechać samochodu, ale zrobił to pod naciskiem swojego kolegi, policjanta, z którym wcześniej pił alkohol. Obrońca Piotra K., Wojciech Wolski podczas mów końcowych podkreślał, że "Piotr K. jadąc z policjantem i to nie byle jakim, bo przecież szefem dzielnicowych, podjął takie ryzyko. Naganne ryzyko wejścia do samochodu, ale za przyzwoleniem śp. Dariusza K.". Policjant również był nietrzeźwy.

Sąd stwierdził jednak, że nie jest to jednak najistotniejsze, bo Piotr K. miał nieskrępowaną wolę i świadomie zdecydował się na działanie sprzeczne z prawem.

Prokurator chciał dla Piotra K. 7 lat więzienia. Sąd miał możliwość wymierzenia kary od 9 miesięcy do 12 lat więzienia. Sędzia uznał jednak, że adekwatne będzie 4,5 roku. Jako okoliczność łagodzącą wziął pod uwagę to, że Piotr K. figuruje w rejestrze karnym jako osoba niekarana, a po wypadku próbował ratować kolegę.

- W świetle tych okoliczności wymierzona kara jawi się jako sprawiedliwa, wyważona, adekwatna do stopnia społecznej szkodliwości czynu oskarżonego, zawinienia oskarżonego. Kara ta w ocenie sądu będzie stanowiła sprawiedliwą odpłatę - przekonywał sędzia Jakub Boryczko.

Wyrok jest nieprawomocny. Obrońca mężczyzny zapowiedział apelację. Mecenas Wolski przypomniał, że sąd rejonowy nie uwzględnił wielu wniosków dowodowych, m.in. przeprowadzenia dodatkowej opinii, bo oskarżony wskazywał, że powołany biegły popełnił błędy. Prokurator, który żądał dla mężczyzny 7 lat więzienia, jeszcze nie zdecydował, czy będzie apelował od tego wyroku.

Jeśli taki wyrok zostałby utrzymany, to na poczet odbywanej kary Piotrowi K. zostałby zaliczony rok, który spędził w areszcie. Będzie w nim nadal przebywał.

 

 

Bartek Maziarz, jgk