Dlatego od wielu lat, w każdą niedzielę upalnego lata i mroźnej zimy, na Grzegórzki ciągną nieprzebrane tłumy. Są wśród nich kolekcjonerzy, łowcy okazji, tacy którzy oglądają targują się, ale nie kupują i oczywiście kieszonkowcy.
Już o świcie widać kupców obładowanych torbami, którzy jak najwcześniej chcą zająć dobre miejsce i rozłożyć towar. Później pojawiają się klienci.
Widziałam takie targi w różnych europejskich miastach, ale nigdzie tak dziwnego jak to. Miejsca, gdzie obok prawdziwych perełek można znaleźć śmieci wygrzebane z pojemników, albo ukradzione z czyjejś piwnicy. Są tam srebrne cukierniczki, platerowane sztućce sprzedawane jako " srebra po babci", secesyjne cudo leży przy poobijanych resztkach międzywojennego serwisu.
Osobnicy z kompleksami mogą tu bez trudu nabyć portret, lub zdjęcie " przodka", skompletować album i później chwalić się wymyśloną historią " rodziny", wstydliwie zapominając historię własnej.
Można kupić kiczowate święte obrazki i straszliwe monidła.
Jest też druga strona giełdy staroci - pirackie płyty i filmy, alkohol bez akcyzy, narkotyki - wszystko mniej lub bardziej " spod lady". Najdziwniejsze jest jednak to, że zupełnie jawnie sprzedawane są - zakazane przez prawo - nazistowskie i komunistyczne symbole. Stoiska pełne są żelaznych krzyży, swastyk,emblematów jednostek SS, czy sierpów i młotów na orderach, nalepkach, proporczykach. Podobno Polska / po takich doświadczeniach historycznych jakie miała ! / jest największym w Europie producentem i eksporterem faszystowskich symboli. Handlowcy wykładający towar na straganach tłumaczą, że to tylko " pamiątki historyczne" a na taki handel prawo zezwala. No cóż, pecunia non olet...