"Na początku programu szczepień zdarzały nam się ponowne zakażenia u personelu medycznego, również po szczepieniu, w marcu-kwietniu br." – powiedziała PAP mikrobiolog, przewodnicząca zespołu kontroli zakażeń szpitala wojewódzkiego w Szczecinie dr n. med. Joanna Jursa-Kulesza. "Były to zakażenia o tyle łagodne, że ta osoba w ogóle nie identyfikowała się jako chora. Dolegliwości obejmowały ból gardła, chrypkę, katar. To jednak były pojedyncze, sporadyczne przypadki" – kontynuowała.
Dodała, że zanim rozpoczęły się szczepienia, zdarzało się, że osoby z personelu medycznego chorowały na COVID-19 dwu- lub trzykrotnie, zarażając się od chorych pacjentów.
"Przebieg był bardzo różny. Pierwszy najczęściej cięższy, czasami nawet z pobytem na intensywnej terapii, kolejne były jednak łagodniejsze" – wyjaśniła lekarka.
Przypomniała, że bardzo dużo zachorowań wśród personelu medycznego było w marcu i kwietniu ubiegłego roku – czasami były to całe ogniska obejmujące personel danego oddziału - choć, jak wskazała, od początku w szpitalu dostrzegano wagę transmisji powietrznej, m.in. inwestując w urządzenia oczyszczające powietrze z drobnoustrojów. Medycy uczyli się pracy w środkach ochrony indywidualnej, mniejsza niż obecnie była jednak wiedza o wirusie, m.in. różniły się informacje na temat okresu zakaźności SARS-CoV-2.
"Szczepienia radykalnie zmieniły postrzeganie tego wirusa w szpitalu. Widzę, że ludzie po prostu przestali się bać. Po szczepieniu bezpiecznie pracują. Oczywiście stosujemy środki ochrony indywidualnej przy pracy z pacjentem chorym, ale to jest zupełnie inna praca" – podkreśliła dr Jursa-Kulesza. Wspominając pierwsze miesiące pracy w pandemii, zaznaczyła, że personel medyczny musiał być obecny przy pacjentach, szczególnie w czasie, gdy niemożliwe stały się odwiedziny najbliższych.
"Lekarz, pielęgniarka muszą być przy łóżku pacjenta, czasem potrzymać tę osobę za rękę. Proszę sobie wyobrazić, jaki to jest dramat nie tylko dla chorych, ale też dla osób, które wiedziały, że mogą potencjalnie zachorować. Chylę czoła przed każdym, kto pracował z pacjentem zakaźnym" – wskazała.
Jak dodała, należy zrobić wszystko, aby nie dopuścić do sytuacji, by w szpitalach znów pojawiło się wielu chorych na COVID-19. "To właściwie mały krok – wystarczy się zaszczepić" – podkreśliła.
Przyznała, że na oddziale zakaźnym szczecińskiego szpitala wojewódzkiego przebywają przede wszystkim osoby niezaszczepione.
"Pacjent, u którego niedawno potwierdzono wariant Delta, również był osobą niezaszczepioną. W domu gorączkował ponad tydzień, z temperaturą ponad 39 stopni trafił do szpitala osłabiony, wycieńczony, nawet z objawami psychotycznymi, splątaniem wywołanym długotrwałym niedotlenieniem. Po kilku dniach wymagał pobytu na oddziale intensywnej terapii z powodu ciężkiego przebiegu śródmiąższowego zapalenia płuc" – opowiadała dr Jursa-Kulesza.
Dodała, że tym razem skończyło się dobrze – organizm mężczyzny, wspomagany lekami, poradził sobie z chorobą, nie był obciążony innymi schorzeniami. "A co by było, gdyby te choroby były? Mogłoby nie być tak szczęśliwie" – podsumowała lekarka.
Zapytana o to, czy pacjenci hospitalizowani z COVID-19 zmieniają decyzję co do szczepienia, dr Jursa-Kulesza potwierdziła, że po pobycie w szpitalu wiele osób postanawia przyjąć zastrzyk, mimo że wcześniej nie decydowały się na to.
"Apelujemy też do pacjentów, którzy przyjmowani są na planowe zabiegi. Nigdy nie wiemy, czy osoba z sali, na której będziemy hospitalizowani nie jest w okresie wylęgania choroby. Oczywiście, robimy testy przy przyjęciu, ale wiemy też, jak ta choroba się wylęga – czasami ten okres jest dłuższy" – powiedziała mikrobiolog.
Przypomniała, że po zabiegach operacyjnych przebieg COVID-19 może być cięższy.