Jestem naprawdę bardzo szczęśliwy i dumny z pracy, jaką dzisiaj wykonałem i podczas całego tego tygodnia. Wiem, że czasem trudno ze mną rozmawiać, nie jestem łatwym rozmówcą, mam swoje humory... Ale to wszystko po to, aby znaleźć jak najlepszą drogę, jak najlepszy system koncentracji, mobilizacji właśnie na takie momenty, jaki dzisiaj był.

O tym wszystkim oczywiście zapominamy... Pierwszy skok dał ci prowadzenie.

Pierwszy skok był bardzo dobry... ale spóźniony. Prowadziłem po pierwszej serki, okej. Na szczęście już jestem przyzwyczajony do tego, że jadę ostatni. A to też jest łatwiej, bo po skoku od razu się wie, które się miejsce zajmie. Natomiast zasada pozostaje cały czas taka sama: trzeba zrobić po prostu to, co sie umie, nic więcej, nic mniej... i tyle! Drugi skok uważam, że był tutaj najlepszy. Jedyne, czego mi brakowało, to trochę odległości. Ale po punktacji, którą później otrzymałem już wiem, dlaczego tej odległości zabrakło.

Była presja? Bo Tande poszybował daleko, a Wellinger też wysoko zawiesił poprzeczkę.

Może nie presja... Wiedziałem, że te zawody będą trudne, że jest wielu zawodników, którzy byli bardzo dobrze dysponowani. Zawody były naprawdę na najwyższym poziomie. Dzisiaj nie trzeba było skakać tylko dobrze. Dzisiaj trzeba było dać z siebie maksimum swoich umiejętności i możliwości. Każdy sukces, każde zwycięstwo to jest nagroda za ogrom pracy, czasu i poświęcenia, które się wkłada. Ten medal to jest sukces wielu ludzi: mojej rodziny, trenerów, którzy wkładają ogrom pracy, wysiłku i też poświęcają siebie, żebyśmy my mogli zdobywać trofea. Ten medal to jest zasługa naprawdę wielu ludzi...

 

Rozmawiał w Pjongczang Marek Solecki