Maczuga waży niespełna 400 gramów. Ma specjalne dociążenie na końcu. Jej długość wynosi do 35 cm i kształtem jest podobna do kręgla lub też przypomina nieco grubszy kij baseballowego. Rzut maczugą jest alternatywą dla rzutu oszczepem, którego zawodnicy z porażeniem kończyn nie byliby w stanie utrzymać. Podczas rzutu uczestnik jest przyczepiany za pomocą rzepów do specjalnego siedziska. Atleci mogą wybrać, czy chcą być ustawieni przodem, czy też tyłem do kierunku rzutu.
Róża Kozakowska reprezentująca Tarnowskie Zrzeszenie Sportowe Niepełnosprawnych Start zdobyła pierwszy dla Polski złoty medal paraolimpijski w Tokio. Maczugą zaczęła rzucać, gdy straciła możliwość biegania i skakania, bo to było jej okno na świat w istnym koszmarze życia. W Tokio ustanowiła też rekord świata. Rzut maczugą stał się jej szansą. Kolejną. Wierzę głęboko, że nie ostatnią.
Rozwodzę się nad rzutem maczugą, bo ta konkurencja została wymyślona specjalnie dla potrzeb osób z niepełnosprawnością. Chwała za to tym, którzy myślą jak zbliżyć do sportu osoby, którym dramaty życia taką perspektywę aktywności pozornie oddalają. Bo z drugiej strony trudno mi zrozumieć, dlaczego przy okazji paraolimpiady nagle wszystkie dyscypliny zyskują przedrostek "para".
Czy parapływanie rozgrywane jest na sucho? Czym różnią się zmagania Natalii Partyki w turnieju "prawdziwej olimpiady" sprzed kilku tygodni z rywalizacją w paraolimpiadzie? Ta sama hala, te same stoły, ten sam sprzęt. Rywal po drugiej stronie stołu nieco inny. Ale może to właśnie ten rywal może czuć się nieswojo, że przyszło mu konkurować z prawdziwą olimpijką?
Rafał Wilk, były żużlowiec, którego kontuzja na torze wyeliminowała z tego sportu, odnalazł się w wyścigach handbaików, czyli trzykołowych rowerów napędzanych siłą mięśni ramion. Z jakże wielkimi sukcesami. A wspominam tę sylwetkę także dlatego, że właśnie Rafał Wilk stworzył fundację pod hasłem "Sport jest jeden".
Prawdziwości tych słów dowiódł (wypada w tym monecie użyć słowa niestety) przykład polskiego tandemu kolarzy, którzy zrazu dali nam radość ze zdobycia medalu, by potem w niesławie opuszczać wioskę olimpijską. Bo na paraolimpiadzie nie ma paradopingu. Jest tylko ten jeden. Prawdziwy. Niechlubny. Wstydliwy. Bo sport jest jeden.
Tadeusz Kwaśniak