Przed meczem Biała Gwiazda mogła mówić o naprawdę sporych problemach kadrowych. W szeregach Białej Gwiazdy brakowało kilku kluczowych graczy. Z powodu kontuzji ścięgna Achillesa nie zagrał kapitan zespołu Arkadiusz Głowacki. Przez około trzy tygodnie pauzować będzie także niedawno pozyskany przez Wisłę Albańczyk Vullnet Basha. Julian Cuesta, Zdenek Ondrasek - absencja tych piłkarzy trwa natomiast już od dłuższego czasu. Kadra Wiślaków uszczuplona została także w wyniku odejścia Petara Brleka do włoskiej Genoi. Chorwat był filarem drugiej linii zespołu, jednak trener Kiko Ramirez szykuje alternatywę w postaci, dotychczas przeważnie rezerwowego, Tibora Halilovicia. Na Lechię Ramirez zestawił jednak skład nieco inaczej. W środku pola zagrali Pol Llonch, wracający do zdrowia Fran Velez a takze Portugalczyk Zé Manuel. Największym zaskoczeniem było natomiast miejsce w składzie dla Martina Kostala. Dla słowackiego skrzydłowego było to pierwsze spotkanie ligowe rozpoczęte od pierwszej minuty.

Brakowało też w tym meczu kibiców na tak zwanym "młynie", a więc sektorze najbardziej zagorzałych kibiców Wisły. Wszystko w związku z karą za oprawę podczas derbowego meczu. Sektor C świecił więc pustkami, a dopingowali spontanicznie, lecz nie regularnie, kibice zgromadzeni na pozostałych sektorach. Największym pechowcem pierwszej połowy był Patryk Lipski. Nie minęło nawet pół godziny mcezu, gdy młody zawodnik Lechii Gdańsk nabawił się kontuzji i był zmuszony opuścić plac gry. Zastąpił go Matesz Matras. Jeśli chodzi o podbramkowe sytuacje, w 17. minucie Kostal zagrał do Patryka Małeckiego, a z jego potężnym uderzeniem poradził sobie z wysiłkiem Dusan Kuciak. Bramka padła wreszcie w 39. minucie. Carlos Lopez otrzymał wówczas piłkę w polu karnym, znakomicie odwrócił się z nią przy nodze i płaskim uderzeniem zdobył swoją piątą bramkę w tym sezonie. Tym samym Wisła w końcówce pierwszej połowy objęła prowadzenie - zasłużone, biorąc pod uwagę przebieg tej części spotkania.

Druga połowa przez długi czas nie przynosiła okazji dla żadnej z drużyn. Więcej było przewinień, a co za tym idzie - również kartek. Sporo pozytywnego szumu w ofensywnej grze Wisły zrobił Jakub Bartosz wprowadzony na boisko z ławki. W 65. minucie w imponujący sposób rozwinął on prędkość mijając kilku rywali i zatrzymując się dopiero na Błażeju Augustynie. Lechia starała się zagrozić wiślakom ze skrzydeł. W 68. minucie dosyć niespodziewanie przed szansą stanął Peszko, uderzył na tak zwany "krótki słupek", ale z jego próbą poradził sobie Buchalik. Niepozorną akcję Lechia przeprowadziła też w 80. minucie. Wiślakom wydawało się, że sędzia liniowy uniesie chorągiewkę po prostopadłym podaniu w pole karne, ale linię złamał Tomasz Cywka. Piłka trafiła do João Oliveiry, który bez większych problemów pokonał Buchalika. Szczególnie żywiołowo na tę bramkę zareagował Kiko Ramirez, który ruszył sprintem do sędziego liniowego, ale jasne było, że jego dyskusje w niczym nie pomogą.

Do końca ani jedni, ani drudzy nie przechylili już szali zwycięstwa na swoją stronę, choć to fani Białej Gwiazdy po końcowym gwizdku mogli odczuwać większy niedosyt. Dla Wisły to punkt numer dwanaście, podczas gdy Lechia zdobyła przy Reymonta dopiero szóste oczko w tym sezonie. Białej Gwieździe nie udało się więc wygrać drugiego kolejnego meczu. Kibice liczą z pewnością, że przerwa związana z meczami narodowych reprezentacji pozwoli Wiśle wrócić na właściwe tory.

Wisła Kraków - Lechia Gdańsk 1:1 (1:0)
39' Carlos Lopez - 79' Oliveira