Wydarzeniem dnia na stoku ośrodka w Jeongseon był triumf Ester Ledeckiej. Czeszka o zaledwie 0,01 s wyprzedziła austriacką mistrzynię olimpijską z Soczi w supergigancie Annę Veith, która w Rosji startowała pod panieńskim nazwiskiem Fenninger.

W narciarstwie alpejskim najlepszym wynikiem Ledeckiej było dotychczas... siódme miejsce w zawodach Pucharu Świata w zjeździe, na którym uplasowała się 2 grudnia w Lake Louis. Sukcesy odnosiła za to w snowboardzie - w dorobku ma dwa złote medale mistrzostw świata w slalomie równoległym i w slalomie gigancie równoległym.

"Jakbym miała się zakładać, to bym na nią nie postawiła, ale wiedziałam, że może dobrze zjechać. Wiedziałam, że umie się przygotować do ważnych imprez, a ten supergigant nie był bardzo trudny, co jej sprzyjało" - oceniła.

Na pytanie co jest potrzebne do łączenia obu dyscyplin, Polka odpowiedziała bez wahania.

"Ciężka praca, a do tego talent. Jest bardzo dobrze przygotowana fizycznie, a to jest wspólne dla obu dyscyplin. Na pewno też pomaga jej to, że w snowboardzie odniosła już sukcesy. W narciarstwie alpejskim nie ma żadnej presji, robi to tylko i wyłącznie dla zabawy. Przy okazji ma też super drużynę, w pełni profesjonalną" - podkreśliła.

Ledecka ma w sztabie m.in. pięciu trenerów - dwóch do narciarstwa i trzech do snowboardu.

Gąsienica-Daniel analogiczną droga nie zamierza podążać.

"Nie zastanawiałam się nad tym. Pewnie wynika to z tego, że nie jestem w narciarstwie alpejskim aż tak dobra. Może gdybym wygrywała, to zaczęłabym o tym myśleć. Jak byłam mała jeździłam na snowboardzie" - przyznała.

Do zakończenie igrzysk pozostały jeszcze dwie indywidualne konkurencje w narciarstwie alpejskim - zjazd (21 lutego) i kombinacja (23 lutego). Dla Polki priorytetem jest druga z wymienionych.

"Zobaczę jak będę się czuła i jak pójdą mi treningu zjazdu, które zaczynają się jutro. Jeśli będę zadowolona, to pojadę obie" - powiedziała.

PAP/AD