Testy na Węgrzech rozpoczęły się we wtorek, ale ten dzień należał do innego zawodnika Renault Kanadyjczyka Nicholasa Latifiego. Kubica pojawił się jednak na torze, co francuski team udokumentował na Twitterze.

We wtorek pod Budapesztem było 36 stopni, a w środę ma być jeszcze cieplej. Jazda w takich warunkach jest niezwykle męcząca, ale tym cenniejszy z perspektywy Renault może okazać się środowy sprawdzian.

- To ostatni krok przed powrotem Kubicy do Formuły 1 w 2018 roku - oceniono na portalu autosport.com.

W poniedziałek Kubica podszedł do testu, którego zaliczenia wymaga Międzynarodowa Federacja Samochodowa. Chodziło o to, aby w ciągu pięciu sekund, będąc w pełnym stroju wyścigowym i z zapiętymi pasami bezpieczeństwa, wysiąść z bolidu. Polak poradził sobie z tym zadaniem bez problemu.

32-letni krakowianin walczy o wznowienie występów w F1 od kilku lat. Do niedawna dawał do zrozumienia, że chociaż marzy o tym, aby znów poprowadzić bolid, wydaje mu się to mało prawdopodobne.

Wynikało to z ograniczeń ruchowych, jakie pozostawił po sobie wypadek podczas Rajdu Ligurii w lutym 2011 roku. Wówczas Kubica doznał licznych złamań prawej ręki i nogi. Niektóre obrażenia kończyny górnej okazały się trwałe, z czasem jednak Polak odzyskał sprawność na tyle, aby wrócić za kierownicę. Startował w rajdach, a w 2013 roku został mistrzem świata klasy WRC2.

F1 była wówczas jeszcze odległym marzeniem, ale w tym roku nastąpił przełom. W czerwcu i lipcu Polak zasiadł za kierownicą bolidu Renault z 2012 roku. Miała to być próba bez zobowiązań, ale okazało się, że wyniki Kubicy były tak dobre, że powrót do profesjonalnego ścigania na torze okazał się realny.

- Ten pojazd przygotował ten sam zespół, który współpracował z Robertem w 2010 roku. W teamie wciąż jest grupa ludzi, którzy znali go jako kierowcę i utrzymali z nim kontakt w okresie kiedy zniknął z radarów Formuły 1 - poinformował szef Renault Cyril Abiteboul.

Andrew Benson, dziennikarz BBC stwierdził, że powrót Kubicy do F1 byłby jednym z najbardziej niezwykłych w historii sportu.

Trzymamy kciuki za Roberta!

 

PAP/SKO