Gdy wyjeżdżałeś z Krakowa Hutnik balansował gdzieś w okolicy ekstraklasy. Nie podejrzewałeś chyba wtedy, że będziesz wracać do tego miasta na ostatnią prostą swojej kariery?
Trochę klubów w międzyczasie się przewinęło, ale cieszę się, że tę końcówkę prawdopodobnie spędzę w Krakowie.
Nie "prawdopodobnie", kontrakt jest już przecież podpisany.
Zawsze pozostaje jakaś furtka, nigdy nie wiadomo, jaki scenariusz napisze życie.
Jak zdrowie?
Dziękuję, nie narzekam. Ciężko trenowałem przez ostatnich kilka miesięcy, można to porównać do okresu, w którym miałem kontuzję. Musiałem trochę przestawić swój rytm, tę całą dyscyplinę, którą miałem przez kilkanaście lat. Wszystko to trzeba było odwrócić do góry nogami. Narzuciłem sobie jakąś dyscyplinę, nie powiedziałem piłce "koniec", liczyłem na to, że trafi się jakaś oferta. Chciałem po prostu być w rytmie treningowym, żeby, podpisując kontrakt z jakimś klubem, tych zaległości było jak najmniej.
W trakcie tej przerwy był taki moment, gdy pojawiła się w głowie myśl "kurcze, może to już koniec"?
Nie, propozycje cały czas się pojawiały, tylko nie było żadnej konkretnej, nad którą można było się pochylić. Na pewno ten czas, który upływał, to mnie jeszcze bardziej drażniło. Dałem sobie jednak okres do stycznia, do kolejnego okienka. Wstępnie rozmawiałem już o tym, że być może wtedy rzeczywiście trzeba będzie powiedzieć "koniec", ale - szczerze mówiąc - mentalnie nie byłem na to nastawiony. Cały czas jest we mnie pasja. Wróciłem do żywych, piłka sprawia mi przyjemność, a to jest najważniejsze - gdy wstajesz rano do pracy i robisz tam to, co kochasz.
Kraków miał jakieś znaczenie w podjęciu decyzji?
Na pewno, ja pozostawałem bez klubu, ale dzieci zaczęły tu już rok szkolny. Wróciliśmy tutaj do Krakowa po końcu kontraktu w Leicester, zaczął się rok szkolny, znaleźliśmy dzieciom szkołę. Fajnie się to potoczyło, że nie będzie trzeba znowu gdzieś się przenosić i zabierać dzieci ze szkoły. Wiadomo, że łatwiej jest się przenieść samemu, gdy myśli się tylko o sobie. Kiedy jest już rodzina, dzieci, są inne priorytety, inaczej trzeba myśleć.
Słyszałem, że biegałeś niedawno po Hucie. Cały czas tam wracasz.
Czy po Hucie, czy po innych miejscach w Krakowie. Był taki okres, że takie biegowe sesje treningowe się zdarzały.
Co robiłeś w 1997 roku, gdy Hutnik grał z Monaco?
Podawałem piłki. Pamiętam to do dzisiaj, mam w albumie zdjęcia z Emmanuelem Petitem i Enzo Scifo. Los jest przewrotny, bo kilka lat temu, gdy odchodziłem z Anderlechtu, dostałem ofertę od Scifo, który był wtedy trenerem bodajże Mouscron.
Nieźle zapowiada się defensywa Wisły z duetem Wasilewski-Głowacki.
Czas pokaże. Arek jest teraz w życiowej formie, prezentuje się wyśmienicie. Ja nadal jestem jedną wielką niewiadomą, ostatni mecz grałem bodajże siedem miesięcy temu. Jest trochę zaległości do nadrobienia. Żaden ciężki trening nie zastąpi rytmu meczowego. Jestem pozytywnie nastawiony, kolejne wyzwanie przede mną i zrobię wszystko, żeby te zaległości nadrobić i być pełnowartościowym zawodnikiem na boisku.
Jak w szatni starszego kolegę przyjęli młodsi zawodnicy, w dodatku obcojęzyczni?
Większość tych chłopaków znam, Wisła zawsze była mi w pewnym sensie bliska, nasze drogi się jakoś krzyżowały. Przyjeżdżając tu do Krakowa zawsze mogłem liczyć na sztab medyczny Wisły, gdy pojawiały się jakieś drobne problemy. Zdarzało się, że koledzy zapraszali mnie na wspólne kolacje czy na mecze. Zawsze ta styczność była. Jest spora grupa ludzi, których znam jeszcze sprzed kilkunastu lat, a którzy dalej pracują dla tego klubu.
Słyszałem, że kiedyś miała na ciebie apetyt też Cracovia.
Pierwsze słyszę.
Czyli jeśli chodzi o krakowskie kluby, tylko Wisła?
Jeśli chodzi o krakowskie kluby, tylko Wisła podjęła rozmowy. Było jeszcze kilka opcji z innych miast w Polsce.
Patrząc na reprezentację Polski żałujesz trochę, że minęły cię te dobre czasy?
Nie ma co ukrywać, w kadrze spędziłem ponad 10 lat, zagrałem na dwóch dużych imprezach, bez żadnych wyników. Ten okres mógł być lepszy. Na pewno teraz reprezentację ogląda się z dumą, jest moda na kadrę, są dobre wyniki. Na pewno jest trochę żalu, że nie uczestniczy się w czymś takim.
Masz jakiś pomysł co takiego się wydarzyło, że ta gra reprezentacji nagle zaskoczyła?
Przede wszystkim pewność siebie, większość zawodników reprezentacji gra teraz w czołowych ligach i stanowią tam o sile zespołów. Dobre wyniki, otoczka, to wszystko w jakiś sposób napędza cały mechanizm. Wynik nie przyszedł sam, to efekt ciężkiej pracy.
Na co stać nas na Mundialu w Rosji?
Spokojnie stać nas na wyjście z grupy. Udowodniliśmy już na EURO, że możemy w dużym turnieju rywalizować z każdym jak równy z równym. Wiadomo, że na koniec był niedosyt, więc myślę, że na boiskach w Rosji wyjście z grupy to jest minimum. To na pewno jesteśmy w stanie zrobić.
Nowa Huta bardzo się zmieniła w tym czasie, gdy cię tu nie było. Cały Kraków zmienia się w oczach.
Ja zawsze Hutę będę darzył ogromnym sentymentem. Tam się wychowałem, tam stawiałem pierwsze kroki. Zawsze będę to miejsce wspominał pozytywnie. Dużo zawdzięczam temu miejscu, tam się szlifowało charakter, stawiało pierwsze piłkarskie kroki.
Spotykasz ciągle w Hucie osoby, które znasz z dawnych lat?
Przez ostatnie lata przyjeżdżałem tu głównie w okresie wakacyjnym, to było dwa, trzy tygodnie. Teraz przez te cztery miesiące, gdy jestem tylko w Krakowie, spotykam dużo znajomych osób. Czasami jest głupio, gdy nie kojarzy się twarzy i próbuje się cofnąć w czasie do dawnych lat, przypomina się dopiero po dłuższej chwili.
Gdybyś złapał piłkarską złotą rybkę i mógł ją poprosić o jedną rzecz?
Poprosiłbym o mistrzostwo Polski z Wisłą.
Rozmawiał Kuba Niziński