Jak przyjął pan nominację do reprezentacji Europy na internetowy turniej o Puchar Narodów?

Czuję się bardzo zaszczycony. W Europie jest przecież wielu silnych zawodników, a impreza jest bardzo prestiżowa.

Męską część drużyny tworzą także Francuz Maxime Vachier-Lagrave i Holender Anish Giri, dwaj uczestnicy turnieju kandydatów oraz trzeci gracz z czołowej dziesiątki światowego rankingu - Lewon Aronian z Armenii.

Towarzystwo wyborowe. Tym bardziej, że kapitanem naszej ekipy jest sam Garri Kasparow, legenda szachów. Tylko się cieszyć.

Kilka dni temu w finale internetowego turnieju Pepe and Divis Invitational przegrał pan 4,5:6,5 z innym czołowym zawodnikiem Europy, ośmiokrotnym mistrzem Rosji Peterem Swidlerem. Porażka była do uniknięcia?

Trochę mnie „poniosło” w przygotowaniach. To znaczy cały dzień, od rana do wieczora przygotowywałem się, by nie być zaskoczonym przez rywala, co jest szczególnie nieprzyjemne przy szybkim tempie gry w internecie. Chyba przesadziłem, za długo siedziałem przy komputerze. W czasie gry nie byłem w optymalnej formie, brakowało mi świeżości.

Komentatorzy zwracali uwagę, że długo pan myślał, wbrew swojemu stylowi. Dłużej niż zwykle.

Tak, długo myślałem. Nie dostrzegałem w swoim zwyczajowym tempie różnych motywów taktycznych. Potrzebowałem więcej czasu, aby upewnić się, czy to co gram na pewno jest dobre.

Może to rywal dobrze się przygotował?

Z tego co mówił potem mój przeciwnik wynikało, że zbyt długo nie pracował. Generalnie Swidler gra bardzo dobrze. Wygrał kilka bardzo dobrych, technicznych partii. Wykorzystywał też moje niedoczasy. Wiadomo, że gdy do końca pozostaje pięć sekund, gra szachowa staje się podobna w pewnym sensie do ruletki, gry losowej. Liczą się pierwsze instynkty, bo nie ma czasu, żeby wszystko przeliczyć. Co się widzi, to się gra.

Walczył pan jednak do końca. Przy prowadzeniu rywala 5,5:2,5 wygrał dwie kolejne partie i zmniejszył różnicę do jednego punktu.

Tak, przy wyniku 4,5:5,5 pojawiła się iskierka nadziei. W partii, która mogła dać mi wyrównanie też miałem wygraną, ale się pospieszyłem, zepsułem pozycję i przegrałem. Była spora szansa na doprowadzenie do remisu i gry niejako od początku.

Epidemia koronawirusa pokrzyżowała panu plany startów na najbliższe miesiące…

Na przełomie kwietnia i maja miałem wystąpić w turnieju w Azerbejdżanie. Został on przełożony na okres, kiedy sytuacja się ustabilizuje. Mówi się, że może się odbyć w październiku bądź listopadzie. Tak jak w innych sportach praktycznie każdy szachowa impreza w klasycznej formule jest przekładana, jak choćby zatrzymany w połowie turniej kandydatów czy olimpiada szachowa, która została przełożona z sierpnia na 2021 rok.

Mówi się, że olimpiada może zostać przeprowadzona online.

Nie. To byłaby już inna formuła. Olimpiada to są szachy klasyczne, a ten rodzaj rywalizacji w internecie ciężko sobie wyobrazić. Oczywiście w zawodach online zawodnicy musieliby być cały czas widoczni na obrazie z kamerki. Wszystko, żeby uniknąć oszukiwania, korzystania z dodatkowych źródeł. Trudno sobie wtedy wyobrazić sytuację, gdy ktoś musi iść do toalety. Nie da się przecież tego zabronić. Dlatego klasyczna rywalizacja jest w internecie nieosiągalna. Królują szachy błyskawiczne, ewentualnie szybkie.

Turniej o Puchar Narodów będzie rozgrywany właśnie w szachach szybkich. Z wszystkimi wymogami rywalizacji internetowej.

Nawet więcej. Dla mnie będzie to pierwszy turniej, w którym będzie obowiązywał strój wizytowy - marynarka. Nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło grać online przy takich wymogach.

W przeszłości podczas internetowego meczu z Hikaru Nakamurą, rywalowi szwankował sprzęt. Zgodził się pan, by Amerykanin kontynuował grę przy wyłączonej kamerce…

Mój przeciwnik miał problem z łączem internetowym, co niestety zdarza się. To jest bardzo frustrujące. Przeciwnik przegrał wtedy jedną partię na czas w wygranej dla siebie sytuacji, bo wbrew swojej woli się rozłączył. Rzeczywiście, zgodziłem się wówczas, żeby nie używał kamerki, bo to poprawiło jakość łącza. W trakcie gry ja nie widzę ani siebie, ani jego, więc ta zmiana dotyczy bardziej kibiców. Zresztą w tym samym turnieju Speed Chess, tylko rok wcześniej, ja miałem podobną sytuację w pojedynku z innym Amerykaninem Wesleyem So. Przegrałem wygraną partię, bo padł mi internet.

Jak wygląda pana dzień w czasach obostrzeń związanych z epidemią koronawirusa?

Przyznam, że szachistów pandemia aż tak bardzo nie dotknęła. Turnieje są oczywiście odwołane, ale dużo imprez przenosi się do internetu i pojawiają się w nim nowe imprezy. Jest więc możliwość grania. Można się też umawiać na sparingi z wybranymi arcymistrzami. Gram tak m.in. z kilkoma ze światowej dwudziestki. Z drugiej strony jednak - wiadomo, że ciężko wysiedzieć w domu przez tak długi czas. To spore ograniczenia psychiczne, gdy nie można wyjść, chociażby zjeść posiłek na mieście.

Jak wygląda sam trening najlepszego polskiego szachisty?

De facto tak bardzo nie ucierpiał. Na krakowskiej AWF, gdzie studiuję, mam teraz mniej zajęć. Oczywiście zdaję online egzaminy, zaliczam zaległości, odbywają się zajęcia w internecie, ale jest ich mniej niż byłoby bez pandemii. Mam więc czas na szachy i naukę, na rozwijanie się. Można powiedzieć, że w związku z pandemią szachy przechodzą w pewnym sensie renesans. Zawody we wszystkich innych sportach, z piłką nożną na czele, nie są rozgrywane. Natomiast szachy dzięki internetowi zyskują olbrzymią popularność.

PAP/AD