Wnioski płynące z raportu nie są optymistyczne, biorąc pod uwagę to, że walka z zanieczyszczeniem powietrza w Małopolsce trwa już od 6 lat.
Najbardziej przytłaczające dane pochodzą z gmin, gdzie kontrolami muszą zajmować się urzędnicy we współpracy z policją. Tam znacznie mniejsza jest nie tylko sama liczba wizyt w domach, ale liczba kar nakładanych na mieszkańców, którzy palą odpadami.
"Kontrole zazwyczaj nie są efektywne, a nawet jeżeli ktoś zostaje złapany, chociażby na spalaniu odpadów, niestety jest bardzo rzadko karany. Aż 71% tego typu osób nie zostaje ukaranych ani mandatem, ani sprawą w sądzie. Średnio na jedną upoważnioną osobę w gminach bez straży gminnych przypada ponad 1000 domów jednorodzinnych do skontrolowania" - mówi Anna Dworakowska z Polskiego Alarmu Smogowego.
A to oznacza, że szybka reakcja na sygnał o spalaniu śmieci jest po prostu niemożliwa. W ubiegłym roku po wykryciu nieprawidłowości podczas takich kontroli wniosek o ukaranie do sądu skierowano jedynie w 13 przypadkach. Mandatem karnym zakończyła się jedna czwarta interwencji, ale jego średnia wartość nie przekraczała 169 złotych, podczas gdy maksymalny wymiar takiej grzywny to 500 złotych.
Dobrą wiadomością jest to, że znacznie wzrosła liczba zgłoszeń pochodzących od mieszkańców, a to rodzi nadzieję na rosnącą świadomość społeczną.
"Tych kontroli jest dwa razy więcej w 2021 niż w 2020 roku. Też mieszkańcy dwa razy częściej zgłaszają przypadki naruszenia przepisów ochrony powietrza niż w 2020 roku, co pokazuje, że mieszkańcy oczekują tych kontroli. Włodarze gmin powinni wziąć to sobie do serca i rzeczywiście przyłożyć się do prowadzenia kontroli, szczególnie w następnym roku" - ocenia Dworakowska.
Wtedy weryfikacja tego, kto przyczynia się do zanieczyszczenia powietrza, będzie jeszcze prostsza, bo urzędnicy nie będą musieli kontrolować już tego co jest spalane. Sprawdzą jedynie samo źródło ciepła, bo od 1 stycznia korzystanie z kopciuchów, czyli kotłów nie spełniających żadnych norm, będzie już zakazane.
Dane Polskiego Alarmu Smogowego nie dziwią przedstawicieli małopolskiego urzędu marszałkowskiego, który ma własne narzędzie służące go zgłaszania przypadków łamania prawa, czyli ekointerwencję. Tylko do maja tego roku mieszkańcy regionu dokonali ponad 3,5 tysiąca zgłoszeń. W 2021 było ich niemal 10 tysięcy.
"Głównie były to oczywiście interwencję, które dotyczyły zanieczyszczenia powietrza i one stanowiły aż 76%, czyli 3/4 wszystkich zgłoszeń. Przede wszystkim oczywiście zależy nam na tym, aby mieszkańców edukować, a nie karać i po to głównie te interwencją są, i po to również odbywają się te kontrole w gminach" - mówi Magdalena Opyd, rzeczniczka małopolskiego urzędu marszałkowskiego.
Rzeczniczka przyznaje, że weryfikacja zgłoszeń jest utrudniona zwłaszcza w regionach, gdzie nie można skorzystać z pomocy straży gminnych.
Na wymianę kopciuchów pozostało niespełna 7 miesięcy, tymczasem kolejna gmina - tym razem Szaflary - domaga się złagodzenia zapisów uchwały antysmogowej zasłaniając się przygotowaniami do rozwijania geotermii na swoim terenie.
"Posiadamy już projekty gotowe do realizacji na 1150 przyłączeń na naszym terenie. Jest to skala gigantyczna. Dlatego też zwróciliśmy się z prośbą do marszałka województwa małopolskiego o zmianę podejścia. Wiemy, jak bardzo ważne jest czyste powietrze, niemniej jednak realizacja pewnych zapisów spowodowałaby, że nie bylibyśmy w stanie podłączyć tych 1150 budynków".
Mówił podczas poniedziałkowej konferencji Rafał Szkaradziński - wójt gminy Szaflary. Tyle tylko, że na czerwiec zaplanowano dopiero rozstrzygnięcie przetargu na wykonawcę pierwszego odwiertu. Anna Dworakowska z PAS wskazuje, że geotermia na Podhalu to pieśń przyszłości. Jak mówi - projekt, który raczkuje nie może powstrzymywać walki ze smogiem, która trwa od kilku lat.
"Mieszkańcy na dostosowanie się do tego przepisu mieli 6 lat. Rząd uruchomił specjalny program, żeby dostosować się do uchwały antysmogowej, w związku z czym nie ma przesłanek, żeby te przepisy odwlekać. Jeżeli chodzi o Szaflary, bardzo się cieszę, że będzie tam rozwijana geotermia, natomiast realnie pierwsze podłączenia będą za około dekadę" - komentuje Dworakowska i dodaje, że wszelkie pomysły zmian w obowiązującej uchwale są łamaniem obowiązującego prawa.