Dlatego też pozwolę sobie przybliżyć urzędnikom skalę problemu, jakim jest parkowanie na Kazimierzu. Nigdy nie było łatwo – Kazimierz jest i był miejscem, gdzie od piątkowego wieczoru do niedzieli wieczór lepiej nie wsiadać do samochodu – zwolnione miejsce w ciągu kilkunastu sekund jest zajmowane. I to nie przez mieszkańca czy lokalnego przedsiębiorcę. Drodzy urzędnicy – Kazimierz jest obecnie wielkim parkingiem dla osób przyjeżdżających na Kazimierz z okolicznych wsi i miasteczek na imprezy, oraz turystów z całej Polski i Europy. Na jeden samochód z krakowską rejestracją i wykupionym abonamentem postojowym przypadają dwa - trzy samochody osób, które przyjeżdżają na Kazimierz na okres od kilku godzin do kilku dni. Ostatnie „dobre zmiany” polegające na ograniczeniu ilości miejsc parkingowych spowodowały, że znalezienie miejsca parkingowego na Kazimierzu graniczy z cudem. I to już nie tylko w weekend.

Rozumiem potrzebę ograniczenia ruchu samochodowego na Kazimierzu. Moja rodzina od lat przemieszcza się rowerami po okolicy i uważam to za najlepszą metodę transportu w centrum. Ale drodzy Panowie i Panie urzędnicy – nie można zabrać miejsc parkingowych nie oferując nic w zamian! W swojej retoryce urzędnicy często powołują się na przykład zachodnich miast. Zapominają tylko o tym, że w przykładowym Wiedniu, czy Innsbrucku parkingi w centrum rozmieszczone są co kilkaset metrów. Co mają zrobić mieszkańcy i lokalni przedsiębiorcy, jeżeli po 45 minutach jazdy po ciasnych uliczkach Kazimierza nie udaje się znaleźć miejsca do zaparkowania, bo wszystkie miejsca są zajęte przez ludzi przyjeżdżających na imprezy na Kazimierz, Stare Miasto, oraz turystów?

Podany czas to nie przesada – w minioną sobotę tyle właśnie szukałem miejsca parkingowego – w końcu znalazłem jakimś cudem jedno miejsce na Dietla. A rano za szybą znalazłem również upomnienie od straży miejskiej za szybą. Kolejny problem, który wynika z konieczności długiego szukania miejsca do zaparkowania to spaliny – jak można mówić o ograniczeniu emisji w centrum, skoro miasto jest pełne jeżdżących w kółko kierowców?

Ulica Kalwaryjska, gdzie wprowadzono ograniczniki, oraz ograniczono parkowanie obecnie umiera – wystarczy porozmawiać z lokalnymi przedsiębiorcami. Parking przy Koronie nie rozwiązuje w żaden sposób problemu, bo nikt nie będzie niósł zakupów spod Korony pod rondo
Matecznego. Skrawek ulicy Dietla od Wisły, gdzie zakaz parkowania wprowadzono jakiś czas temu umarł – nic tam już nie ma. Bez transportu w okolicy nie zostaje nic.

Nie wiem co będzie dobrym rozwiązaniem dla Kazimierza – być może rozszerzenie strefy B tak aby wjazd mieli tylko mieszkańcy i przedsiębiorcy, być może weekendowy zakaz wjazdu dla samochodów spoza dzielnicy, być może budowa parkingów podziemnych. Ale działanie „zabierzmy im połowę i niech się pozabijają, a my zarobimy jeszcze na mandatach” jest najgorszym z możliwych rozwiązań. Rozwiązań wprowadzonych na szybko i bez konsultacji z mieszkańcami. Niemal nikt z mieszkańców Dietla nie wiedział o całkowitym zakazie parkowania dopóki nie zamalowano linii wyznaczających strefy parkowania. A jak wygląda ulica Dietla po wprowadzeniu zakazu parkowania? Dalej jest zapchana samochodami (w weekend całkowicie), tylko nie samochodami mieszkańców, ale osób przyjeżdżających na krótki czas. Bo oni mają małą szansę spotkania straży miejskiej.

 

 

 

 

Michał Prokopiuk