Jednym z denerwujących elementów działania przewozów miejskich jest ich praca w dni wolne od pracy takie jak święta i okresy około świąteczne, soboty czy miesiące wakacyjne. Władze miejskie i przedsiębiorstw zawiadujących komunikacją uważają, że niektórymi liniami jeżdżą wyłącznie studenci, w związku z czym w czasie dłuższych przerw w funkcjonowaniu krakowskich uczelni zawieszają ich kursowanie. Tak jest np. z linią nr 11 kursującą na trasie Mały Płaszów - Czerwone Maki. Zawieszana jest zawsze w okresie wakacyjnym i na czas około świąteczny Bożego Narodzenia, Wielkanocy i nigdy nie kursuje w niedzielę. W tych okresach jedyną linią tramwajową łączącą Mały Płaszów ze Śródmieściem jest 20. Zmusza to pasażerów do przesiadek i bardzo wydłuża czas podróż, tym bardziej, że ww. linia w dni świąteczne i soboty kursuje, moim zdaniem zbyt rzadko (częstotliwość dwadzieścia minut), co bardzo wydłuża czas podróży. Jest to duży dyskomfort, zwłaszcza jeśli ktoś chce dostać się do pętli na drugim końcu miasta (np. Czerwone Maki) w celu dalszej podróży liniami aglomeracyjnymi.
Poza tym uważam, że ilość środków komunikacji łączących Mały Płaszów z innymi częściami miasta, jak na razie, jest niewystarczająca. Brakuje bezpośrednich połączeń w rejon śródmiejski od strony Poczty Głównej, Nowej Huty, czy Rynku Podgórskiego i dalej Borku Fałęckiego. W "starym" Podgórzu siedzibę mają władze dzielnicy XIII, zaś na ul. Wadowickiej Urząd Skarbowy. Żeby nie być gołosłownym podam konkretny przykład: z Przystanku Lipska, czy Gromadzka,aby dojechać do Rynku Podgórskiego najkrótszą drogą potrzebne są dwie przesiadki: na węźle Nowohucka, Powstańców Wielkopolskich, Kulińskiego, Klimeckiego, a potem na skrzyżowaniu Powstańców Wielkopolskich Wielicka, Limanowskiego. Można też jechać z jedną przesiadką, ale trzeba objechać miasto przez Śródmieście w najkrótszym wariancie przez ulicę Dietla, w dni powszednie, o ile kursuje jedenastka, w przeciwnym razie również potrzebne są dwie przesiadki. Lini 72 nie biorę pod uwagę, gdyż jest to rozwiązanie tymczasowe. Przypuszczam, że mieszkańcy wielu rejonów Krakowa mogą także podać inne przykłady. Ostatnio uruchomiono linię numer siedem, ale kursuje ona tylko rano i po południu, w dużej części powiela trasę dwudziestki, można by ją przeprowadzić trasą przez Grzegórzecką, Dietla, Poczta Główna, Dworzec Główny, Galeria Krakowska, Dworzec Towarowy, gdyż z Małego Płaszowa na razie brakuje również dojazdu w bezpośrednie sąsiedztwo nowego dworca kolejowego i MDA.
Inną irytującą sprawą jest, żądanie od pasażerów dopłaty do biletu kupowanego u kierowców. Uważam, że jeśli w dni świąteczne, kiedy punkty sprzedaży biletów są w wielu miejscach nieczynne, zaś w pojeździe nie ma automatu biletowego lub jest zepsuty, nie powinno się brać od pasażera dopłaty za sprzedaż biletu przez kierowcę. Ostatnio byłem ofiarą przepisów taryfowych w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia, gdzie do przejazdu musiałem dopłacić, bo kierowca miał tylko bilety za pięć złotych, choć przejazd na trasie kosztuje cztery. W miejscu rozpoczęcia podróży (Skawina) nie ma biletomatu, punkt sprzedaży był nieczynny, przyjechał autobus nie wyposażony w automat.
Kolejny irytujący problem to sposób kontroli biletów. Podobno jeden z nich ma być w najbliższych miesiącach rozwiązany. Kontrolerami powinni być pracownicy MPK, a nie przedstawiciele firm zewnętrznych, bowiem obecnie w sytuacjach konfliktowych (innych niż brak biletu) zidentyfikowanie osoby kontrolującej jest trudne, zaś sam numer nie jest wystarczający, gdyż w razie niewłaściwego zachowania osoby reprezentującej organ kontrolny łatwo jest go ukryć, zaś złożenie skargi jest obecnie właściwie niemożliwe, bo referat odwołań zajmuje się tylko sporami dotyczącymi nałożenia opłaty podwyższonej. Za jakiś czas kontrolerzy mają być umundurowani, jednak część z nich ma działać z "ukrycia", co wzbudza sprzeciw, gdyż może to być pole do wielu nadużyć wobec pasażerów, co i obecnie ma nieraz miejsce. Poza tym w tej chwili brakuje środkach komunikacji widocznego miejsca, w którym wisiałby regulamin kontroli biletów z wyraźnym określeniem, co wolno kontrolerowi, a czego nie. Na przykład wątpliwości budzi fakt dłuższego niż czas wymiany pasażerów, zatrzymywania pojazdu na przystanku, bo kontrolujący nie zdążył wypisać mandatu, lub sprawdzanie biletów w momencie, gdy pasażerowie już wysiadają, a drzwi pojazdu są otwarte. Na zwrócenie uwagi kontrolerzy często reagują agresywnie, chamskie odpowiedzi nie należą do rzadkości. Niedawno usłyszałem od takiego pana, w odpowiedzi na uwagę, że chyba nie wolno kontrolować wysiadających, bo są na ten temat przepisy, następujące słowa: "przepisy są po to, żeby tacy jak ja nie jeździli", a gdy zażądałem jego numeru, wraz ze współpracownikiem czym prędzej opuścił pojazd. Zaznaczam, że bilet miałem w porządku.
Słuchacz Radia Kraków