Kobiety rozpoczęły podróż do Medyki w sobotę. Miały wsiąść do pociągu o godzinie 18, ale się nie zmieściły.
Pojechałyśmy dopiero następnym składem, kilka godzin później. To był koszmar. Podróż miała trwać dwie godziny, a staliśmy w pociągu 29 godzin. Nie było miejsc w ogóle, ludzie stali nawet na jednej nodze. Nie dało się nawet przejść do toalety, tak było ciasno. Nie udało się zabrać walizek, wózków. Tylko odzież, którą mieliśmy na sobie i jakieś małe torebki, pieluszki dla dzieci. Wszystko pozostałe zostawało na peronie. Ludzie byli przerażeni, a niektóre dzieci wpadły w histerię
– wspomina pani Mirosława.
Bezpiecznie poczuliśmy się dopiero na granicy i od razu otrzymaliśmy pomoc. Nie sprawdzano nam dokumentów, dostałyśmy ciepłe jedzenie i napoje. Jesteśmy pod wrażeniem tej pracy, jaką tam ludzie wykonali, byli stanie dla wszystkich przygotować herbatę, kawę, ciepłe posiłki. Strona ukraińska i strona polska zrobiły to naprawdę wspaniale
– relacjonuje pani Natalia.
Z Medyki kobiety zostały odebrane przez Dariusza Ptaka, który odpowiedział na apel Fundacji Barania Dusza o pomoc w zorganizowaniu transportu. Starosądeczanin pojechał po nie własnym samochodem i w Przemyślu czekał na kobiety kilkanaście godzin. Przywiózł je do mieszkania Teresy Janus, która również odpowiedziała na apel Fundacji i zgodziła się przyjąć u siebie gości zza wschodniej granicy.
Każdy może znaleźć się w takiej sytuacji, dlatego postanowiłam bez wahania pomóc. Pomagają też sąsiedzi, przyjaciele. Nie przypuszczałam, że jest tylu dobrych ludzi.
Ukrainki nie spodziewały się, że w Polsce spotkają się z taką dużą pomocą. Jak mówią, zapamiętają tę pomoc i będą wdzięczne do końca życia.
Rodzina Teresy Janus zapewnia, że kobiety będą mogły zostać u nich w domu, tak długo jak będą potrzebowały pomocy. Chcą im tez pokazać całą Sądecczyznę.