Zaległe koszty wynagrodzeń pracowników Kalmaru, tylko za grudzień ubiegłego roku, wynoszą prawie 400 tysięcy złotych. Właściciel firmy zapewnia też, że cały czas szuka nowego inwestora, który uratowałby przedsiębiorstwo.
Problem dotyczy blisko setki pracowników, którzy ostatnią wypłatę otrzymali w sierpniu ubiegłego roku. Początkowo wierzyli w zapewniania właściciela, że problemy finansowe wkrótce się skończą i do 20 grudnia przychodzili do pracy.
Właściciel firmy miał też zapewniać pracowników, że znalazł nowego inwestora. Przedsiębiorcy najprawdopodobniej nie doszli do porozumienia. Z przypuszczeń pracowników wynika, że właściciel Kalmaru chciał, aby inwestor przejął tylko pracowników i dzierżawił od niego halę produkcyjną. Przedsiębiorca z Warszawy miał natomiast liczyć na przejecie całego zakładu.
Właściciel firmy Kalmar Marek Kaleta unika mediów. Wydał jedynie oświadczenie, w którym problemy finansowe tłumaczy m.in. pandemią i wojną w Ukrainie skąd firma importowała surowce.
Pojawiły się problemy z dostępnością, skutkiem czego firma była zmuszona poszukiwać innych dostawców materiałów, którzy sprzedawali po cenach znacznie wyższych, niż przed wybuchem wojny. Jak wszyscy wiemy, trwająca wojna spowodowała również znaczący wzrost kosztów energii do produkcji mebli.
Pracownicy uważają jednak, że problemy zaczęły się w momencie przeprowadzki firmy z Paszyna do nowej siedziby w Starym Sączu.
W tej chwili sytuacja jest patowa. Produkcja stoi. Pracownicy nie otrzymali zaległych pensji. Nie mogą się też zarejestrować w Urzędzie Pracy i tym samym skorzystać z zasiłku dla bezrobotnych.
Zaległe pensje pracowników powinny zostać wypłacone przez fundusz gwarantowanych świadczeń pracowniczych. Niestety firma wciąż czeka na rozpatrzenie przez sąd tzw. wniosku sanacyjnego.