Nikt nie ma wątpliwości, że każdy z pożarów był efektem celowego podpalenia. Nie był to też wybryk jednej niezrównoważonej osoby, bo ogień pojawiał się w oddalonych od siebie częściach Sądecczyzny. Najgorsze jednak, że z każdym z pożarów wiązało się to, co jest w nich najgroźniejsze. Ogień pojawiał się w miejscach trudno dostępnych i strażacy próbując dojechać na miejsce ryzykowali nie tylko uszkodzenie sprzętu, ale własne zdrowie.

W każdym z tych przypadków płomienie zagrażały także albo zamieszkanym zabudowaniom albo lasom. Jeśli dodać, że podpalacze na swój tegoroczny debiut wybrali dni z silnym wiatrem, który sprzyja szybkiemu rozprzestrzenianiu się ognia i to bez żadnej kontroli, to wyłaniający się obraz musi budzić ogromny niepokój. Choć coroczne apele nie przynoszą skutku to jednak strażacy z nich nie rezygnują, prosząc jednak przede wszystkim świadków by pomogli w ujęciu podpalaczy. Brak reakcji wcześniej czy później doprowadzi do tragedii.

 

 

(Sławomir Wrona/ko)