"Problemem jest zamknięcie środowiska Romów, wiele romskich dzieci słabo mówi po polsku" - twierdzi Grzegorz Biedroń. Jego zdaniem władze województwa powinny dać pieniądze na lekcje języka polskiego dla romskich dzieci. "Nie możemy dopuścić do takiej sytuacji, jak na Słowacji, gdzie są romskie getta. My możemy jeszcze starać się o asymilację Romów" - przekonywał Biedroń w porannej rozmowie Radia Kraków.





W Limanowej spotkała się Sejmowa Komisja ds. Mniejszości Narodowych. Wyjazdowe spotkanie zaplanowano po doniesieniach o aktach rasizmu, do których ma dochodzić w jednej z limanowskich szkół. W liście do małopolskiego kuratorium oświaty jedna z matek napisała, że dzieci romskie traktowane są przez nauczycieli z pogardą.

Poranna rozmowa Jacka Bańki z byłym burmistrzem Limanowej Grzegorzem Biedroniem

Prezes stowarzyszenia Romów w Polsce mówi, że sytuacja w Limanowej jest napięta z uwagi na akty rasizmu. Potrzebna będzie zdecydowana interwencja?

- Na dzień dzisiejszy w Limanowej nie ma dużego problemu rasizmu. Sam problem jest trudny, ponieważ z każdej strony konfliktu jest sporo niezręczności.

Mówi pan, że nie ma dużego problemu, ale jak pan słyszy, że nauczyciele z jednej z Limanowskich szkół mówią do dzieci, żeby chowały telefony komórkowe bo romskie dzieci mogą je ukraść, to co pan myśli?

- Taka sytuacja jest niedopuszczalna. Ja wielu z tych nauczycieli znam osobiście i nie sądzę, żeby takie słowa mogły z ich ust paść. Problemem tutaj jest sytuacja środowiska Romów, ich bieda i wykluczenie społeczne. Na tym powinniśmy się skupić. Romowie w Czechach trafiają do szkół specjalnych, ponieważ nie znają języka czeskiego. Traktowani są jako osoby upośledzone, mimo że czasami są osobami bardzo zdolnymi. W Łososinie Górnej wielu Romów także bardzo słabo mówi po polsku, co im utrudnia asymilację w polskim środowisku. Musimy znaleźć środki, aby tym ludziom ułatwić asymilację i aby zmniejszyć ich rozgoryczenie.

To co z tym zrobić? Jeśli słyszymy o Limanowej, to przede wszystkim w kontekście konfliktów z Romami. Ta sprawa jest znana od lat.

- Sama Limanowa sobie nie poradzi. Przypominam sobie takie działania sprzed 10 lat, kiedy pojawił się problem polskich Romów w Anglii. Wtedy do nas przyjechali eksperci z Anglii i nas uczyli jak sobie z tym radzić. Minęły lata i powinniśmy mieć własnych ekspertów. Powinny być zabezpieczone środki i pomysły. Wczoraj na komisji edukacji dyskutowaliśmy o programie „Kapitał ludzki” na najbliższe lata. Tam nie ma wydzielonego komponentu pomocy dla Romów. My, jako Małopolska, musimy zgłaszać pomysły, żebyśmy nie byli w takiej sytuacji, w jakiej jak jest teraz Słowacja, gdzie są slumsy zamieszkałe przez Romów. Możemy tych ludzi zasymilować i im pomóc. Za kilka lat będzie za późno. Zdania też są podzielone. Polscy rodzice mówią, że to ich dzieci są ofiarami a romscy rodzice twierdzą na odwrót. Musi ktoś stanąć z boku i pełnić rolę arbitra.

To co pan będzie chciał w tej sprawie zrobić jako mieszkaniec Limanowej, były burmistrz i nauczyciel?

- Staram się łagodzić te nastroje i rozmawiać z obydwoma stronami. Wtedy człowiek dostaje dwa razy po głowie, występowanie w roli rozjemcy nie jest proste. Będę przekonywał marszałka i radnych, żeby pomóc tym ludziom, zabezpieczyć środki finansowe na naukę języka polskiego dla romskich dzieci i ich asymilację. Nie czekamy na programy z Brukseli czy Warszawy.

Czyli województwo może przeznaczyć dodatkowe środki i skonstruować jakieś programy, aby ten problem rozwiązać?

- Bruksela prosiła o to, żeby środki unijne konkretne adresować. Z punktu widzenia Warszawy czy Krakowa problem romski nie jest tak widoczny, jak z punktu widzenia Limanowej czy Nowego Sącza.

Czego się pan spodziewa po spotkaniu Sejmowej Komisji do spraw Mniejszości Narodowych? To spotkanie odbędzie się za tydzień właśnie w Limanowej.

- Spodziewam się pomysłu na przekazywanie środków. To społeczeństwo musi mieć wsparcie i nie może być to przedstawiane w formie ciekawostek medialnych. To logiczne, że ten temat budzi zainteresowanie, potem dziennikarze przestają pisać a temat wraca po roku w jeszcze gorszej formie.

Z Limanowej zmierzamy w stronę Nowego Sącza i Tarnowa. Która z dróg ekspresowych łączących A4 z granicą państwa będzie korzystniejsza dla województwa? Kielce, Tarnów, Barwinek, Nowy Sącz, Muszyna?

- Dla mnie głównym ośrodkiem województwa jest Kraków. Połączenia Krakowa z południową granicą państwa to priorytet. Minister Nowak znalazł pieniądze na budowę S19 z Rzeszowa do południowej granicy. Oczywiście cieszę się sukcesem Rzeszowa, ale martwi mnie to, że Kraków do tej pory nie ma zaplanowanego przebiegu drogi ekspresowej na Słowację. Słowacja jest przecież naszym ważnym partnerem. Jeśli będzie spór, którą drogę mamy wybudować, to żadna nie powstanie. Jeśli my, jako województwo będziemy zgłaszać dwa projekty, to to będzie zachowanie niepoważne.

Którą z dróg województwo powinno w takim razie zgłosić?

- Południowa Małopolska to około milion mieszkańców. Kraków musi być skomunikowany z południową granicą państwa. Na pewno nie powinniśmy się komunikować przez Rzeszów. Kraków już komunikuje się z Czechami przez Śląsk.

To jest stanowisko pana czy też zarządu województwa?

- Wydaje mi się, że marszałek rozumie, że Kraków, przede wszystkim, wymaga połączenia z południową granicą a nie Kielce.

Będzie panu żal pociągu retro, który kursuje z Nowego Sącza do Chabówki, jeśli PKP zdecyduje się zlikwidować to połączenie?

- Będzie żal. Oby ta decyzja nie weszła w życie. Protesty dotyczące likwidacji linii dają efekty. PLK wycofała się już z likwidacji 5000 linii, mówi się tylko o likwidacji 1000. Ważniejszą sprawą na przyszłość jest poważne podejście do budowy linii kolejowej z Krakowa do Nowego Sącza i na Słowację. PLK wpisała budowę tej linii w swoje plany. Ta budowa jest też w planach rządowych. Oby Bruksela także wsparła ten projekt.

Czy ta jedna z większych atrakcji sądecczyzny powinna być dofinansowana przez samorząd wojewódzki czy nie?

- Tyle różnych przedsięwzięć dofinansujemy, że na pewno ten pomysł też zasługuje na wsparcie przez województwo.

Czyli będzie pan za przyznaniem ewentualnej dotacji finansowej?

- Uczestniczę teraz w różnych gremiach. Mówimy o środkach unijnych 2014-2020. W powietrzu latają setki milionów. Myślę, że kilka milionów na to przedsięwzięcie powinno się znaleźć.