Warstwa lodu na Morskim Oku w pełni zimy osiąga nawet metr grubości. Wtedy na środku tafli może wylądować śmigłowiec. Choć sezon w górach trwa, to szczególnie na początku oraz w okresie roztopów trzeba mieć się na baczności. Jak podkreśla Grzegorz Bryniarski, leśniczy TPN - najpopularniejsze wśród turystów Morskie Oko już od brzegu jest głębokie.
„Dosłownie dwa, trzy metry od brzegu mamy spad i są dwa, trzy metry głębokości. Gdy turysta wpadnie zimą do wody, nie ma jak go uratować, nie mamy to pod ręką żadnej drabiny. Chodzenie po lodzie może skończyć się tragedią” - mówi Bryniarski.
Nieco inna sytuacja jest przy wypływie Rybiego Potoku z Morskiego Oka. „W miejscu gdzie lód jest najcieńszy, jest nieco ponad metr głębokości. Jak ktoś wpadnie, to będzie zanurzony do pasa” - dodaje Bryniarski.
I każdego roku w sezonie zimowym zdarza się co najmniej kilku turystów, którzy wpadli do wody w tym rejonie.
Tatrzańskie jeziora są jeziorami polodowcowymi. Otaczają je strome zbocza i żleby, którymi mogą zjechać śnieżne lawiny. Wtedy nikt nie jest bezpieczny.
„Mamy gruby lód, ale mamy też zagrożenie lawinowe. Lawiny bardzo często spadają na lód na jeziorze i mimo swej grubości, jest on wyłamywany” - tłumaczy Edward Wlazło, komendant Straży Parku. „Ludzie wchodzą na taflę, mimo naszych apeli. Staramy się pilnować tych miejsc, patroluje je straż parku. Ale przede wszystkim staramy się edukować” - dodaje.
„Staramy się trzymać szlaków. Nie ma co ryzykować. W góry przyjechaliśmy odpocząć” - zapewniają turyści w rozmowie z reporterem Radia Kraków, których mimo obostrzeń ciągle jest sporo na Podhalu.
Ci, którzy nie zwracają uwagę na zakazy i nakazy jest na szczęście niewielu. Przeważają rozważni, którzy przed wyjściem w góry sprawdzają komunikaty, dbają o wyposażenie i mierzą siły na zamiary.
Dodajmy, że 13 grudnia są imieniny świętej Łucji. Według ludowych wierzeń - święta Łucja głosi, jaką pogodę styczeń przynosi. I jak to wygląda? Początek roku w Tatrach będzie piękny i mroźny.