Teatr im. St. I. Witkiewicza swoją artystyczną działalność w Zakopanem rozpoczął w 1985 roku od premiery spektaklu „Witkacy – Autoparodia. Niesmaczny góralsko-ceperski skecz Zakopiańczykom (prawdziwym?) poświęcone”. 40 lat później Andrzej Stanisław Dziuk, dyrektor teatru i reżyser, sięgnął znów do Witkacego po „Gyubala Wahazara, czyli Na przełęczach bezsensu”.
Ważne pytania o człowieka
Na podstawie sztuki Dziuk zrealizował swojego „Wahazara” z ważnymi pytaniami dotyczącymi kondycji współczesnego człowieka poddawanego presji kłamstwa, manipulacji technologiami, fałszywymi i cynicznymi wizjami kolejnych uzdrawiaczy/naprawiaczy świata.
Gyubal Wahazar to tytan – jak przedstawił go Witkacy - utożsamiany z tyranem, dyktatorem, człowiekiem władzy absolutnej. Niektórzy późniejsi interpretatorzy widzieli w nim Stalina, inni Hitlera. Lecz gdy Witkacy pisał swój dramat w 1921 roku Stalin jeszcze nie sięgnął po władzę, jeszcze żył Lenin, więc co najwyżej jego mógł mieć na myśli (bo świat bolszewików poznał) a Hitler dopiero zaczynał się wtedy wspinać po szczeblach partyjnej (nazistowskiej) drabiny.
Ale przecież, jak świat światem, zawsze był jakiś większy - tu czy tam - dyktator/dyktatorek. Choć temat władzy /mechanizmów władzy będzie w zakopiańskim „Wahazarze” też ważny, bo trudno go pominąć, to reżyser starał się odczytać go na trochę innym, niż tylko politycznym, poziomie. Cztery istotne wątki wyłaniają się z tej zakopiańskiej inscenizacji „Wahazara”.
Tytan - artysta życia
Pierwszy odnosi się do pokazania próby urządzenia świata po swojemu, w każdym jego aspekcie. Wahazar zakopiański (Andrzej Bienias) to jednak nie tytan w stylu przywoływanych znanych dyktatorów, to raczej jakiś prorok, duchowy przywódca, guru, przypominający aż nadto, poprzez charakteryzację, jednego z jurodiwych, Rasputina. „Jestem sam jak Bóg, sam wszystkim rządzę i za wszystko odpowiadam” – powie.
Profesor Jan Błoński, wybitny polski witkacolog nazwie go „tytanem - artystą życia”, który swoimi absolutystycznymi rządami, wspomagany przez posłusznych mu siepaczy/katów, chce i wprowadza w społeczeństwie nowy porządek, nowy ład, nowy podział ról społecznych, nowego człowieka.
„Nowych ludzi można stworzyć tylko niszcząc” – wyjaśni swoją motywację. Uda mu się to połowicznie, pałeczkę po jego śmierci, a właściwie likwidacji, nazywając rzecz po imieniu, przejmie Ojciec Unguenty (Krzysztof Najbor), kapłan przeniewierczej sekty Perpendykularystów. Zamąci wśród poddanych, uwiedzie swoimi ideami Wahazara. A potem sam stanie się Wahazarem, jego lepszym wcieleniem (bo skuteczniejszym w decydowaniu o losach ludzi i przyszłych zdarzeniach). Niczym demoniczny imperator Palpatine z „Gwiezdnych wojen” zręczną manipulacją zdobędzie władzę i wyzna:„Obmyśliliśmy teraz nowy program będący syntezą obłędu Wahazara z najwyższym sensem mojej Absolutnej Prawdy”.
Ta mała ma siłę
Czy jedynowładztwo Wahazara, potem Ojca Unguentego, byłoby tak skuteczne, gdyby nie moc eksperymentów medycznych dr Rypmana (Piotr Łakomik) i jego prac w gruczołach, które pozwoliły na zmianę osobowości Wahazara, a później pozwolą przeistoczyć się Unguentemu w Wahazara II?
To kolejny ważny wątek, na który zwraca uwagę Andrzej Dziuk: eksperymenty medyczne (wojskowy kostium Rypmana, przywoła Anioła Śmierci z Auschwitz), inżynieria genetyczna, „panowanie gruczołów nad gatunkiem”. To dzięki doświadczeniom Rypmana stworzy Wahazar swój quasi świat, wprowadzi nowy społeczny podział ról kobiet. Według Wahazara kobiety prawdziwe będą mogły stać się matkami mechanicznymi, inne - te bardziej niezależnie, myślące - staną się kobietonami i „przy pomocy odpowiedniego szczepienia pewnych gruczołów przez dr Rypmana” zostaną przetworzone w mężczyzn.
Ta ujawniana pogarda wobec kobiety i jej roli w społeczeństwie, to także istotny wątek zakopiańskiej inscenizacji. Ale próba deprecjacji, poniżenia może skończyć się dla manipulatorów źle.
"Strzeż się przekleństwa gatunku! To się mści” – przestrzega Lubrica (Katarzyna Pietrzyk) jedna ze skazanych na przemianę w kobietona. Wahazar /prorok nie jest jednak - mimo iniekcji z gruczołów serwowanych przez dr Rypmana - zupełnie zmieniony. Tli się w nim jeszcze człowiek. Tego człowieka uratuje Świntusia (Emila Nagórka), córka Scabrosy (Marcelina Rusnak), tej która „chciała być sobą...Tylko sobą (również skazanej na przemianę w kobietona). Świntusia, wyciągnie kochanego dziadzię Wahazara z jego mroku. Uda jej się, bo ta mała ma siłę. Jest jak Pippi Langstrumpf (te dwa wielkie charakterystyczne rude warkocze aż nadto ja przypominają). Ona zobaczy pod maską szaleńca zagubionego człowieka. Kieruje się dobrem i cel osiąga, choć ten cel wcale nie jest taki jednoznaczny, jakby się wydawało.
„Zmienią się, przystosują…"
Gdy Wahazar przejrzy na oczy ("Czy rozumiesz przewrotny starcze, co to znaczy nie wiedzieć kim się jest?"), zostanie zabity na rozkaz swojego następcy Unguentego - Whazara II. Iniekcje dr. Rypmana przemienią go w Cyborga będącego połączeniem maszyny z człowiekiem. Jeszcze człowiekiem? Tak Witkacego, jak się zdaje, czyta dziś jego teatralny interpretator Andrzej Stanisław Dziuk. Metafizyczna dziwność u Witkacego staje się jakąś upiorną naszą realnością. Dokąd zmierzamy? - pyta Dziuk. Dokąd zmierza świat, gdzie kłamstwo jest bogiem, manipulacja, pogarda dla drugiego codziennością, a człowieczeństwo musi odnaleźć swoje miejsce w świecie AI?
„My im kiedyś pokażemy Prawdę” powie na koniec Świntusia, którą ratuje od śmierci Przyjemniaczek (Kamil Joński), syn skazanej na bycie kobietonem Lubrici. Ale czy naprawdę? „Zmienią się, przystosują … zrobi im się jakieś nowe iniekcje.Już tam dla nich dr Rypmann wymyśli nową sztukę” – skonkluduje złowieszczo jeden z bohaterów.
Te ważne, kluczowe tematy reżyser Dziuk pokazuje nam poprzez witkiewiczowskie z ducha teatrum. Ten groteskowy świat, wydawałoby się nieprawdopodobny, czasem jest przerażający, czasem żałosny, czasem komiczny. Bo czy może budzić nasze przerażenie tytan/prorok siedzący na tronie, którym jest zwyczajny kibel, muszla klozetowa? Czy wywołają dreszcz niepokoju heavy metalowe brzmienia scenicznego zespołu (muzyka Maciej Gruchacz), miejscami w jego ekstremalnej death metalowej formie? A może wręcz przeciwnie, to w końcu nie nowość muzyczna.
Malarski Witkacy
A te krążące w maskach postaci, jak z teatru antycznego - co kryją lub kogo? I ten chór dziewic, chór starców. Bardziej podpowiadają niż komentują, jak ta pojawiająca się na horyzoncie przestrzeni scenicznej łódź z Charonem unoszącym dusze kolejnych zabitych. Malarski Witkacy (scenografia Katarzyna Gabrat- Szymańska) objawi się w znakomicie rozwiązanej teatralnie scenie w więzieniu, do którego trafią wszyscy z rozkazu Wahazara, nawet jego bezwzględny - na wpół mechaniczny - kat Morbidetto (Adrianna Jerzmanowska). Zostaną stłoczeni pod gigantyczną, utrzymaną w witkacowskiej malarskiej stylistyce narzutą, z której wyłaniać się będą raz po raz, jak z jakichś morskich odmętów absurdu i grozy.
Ale takich teatralnie, inscenizacyjnie i aktorsko wysmakowanych scen będzie w zakopiańskim spektaklu więcej - jak chociażby scena tańca, skazanej na śmierci kobiety (Agnieszka Michalik), która sprzeciwiła się dyskryminującym prawom Wahazara. W jej wykonaniu zobaczymy przejmujący taneczny protest song, ostatni taniec życia, taniec wolności i buntu. To także w tańcu, do którego Świntusia porwie Wahazara nastąpi jego przemiana. Ich taniec, odtwarzany jak film na zwolnionych obrotach, stanie się magicznym zmieniaczem czasu, dzięki któremu tytan/prorok odnajdzie swoją zagubioną ludzką cząstkę.
Sentymentalne "la, la, la"
Bogactwo formy, bogactwo treści i bogactwo interpretacji nie pozwalają postawić kropki. Czujemy się trochę bezradni, jak wtedy, gdy stłoczeni w foyer, poczekalni przed wejściem na widownię, audiencjonalną salę Wahazara razem z - coraz brutalniej domagającymi się otwarcia drzwi - postaciami scenicznymi w końcu wejdziemy i staniemy w pustej sali. Niespodziewanie wciągnięci w trwający już spektakl.
Więc może w tej zadumie interpretacyjnej, zadumie nad wirującym w nieznane/znane naszym światem, pozostanie nam tylko przyłączyć się do owego sentymentalnego refrenowego „la, la, la…". Tak kpiąco brzmiącego w ostatnim utworze teatralnego heavy metalowego zespołu.
Wielość światów, wielość teatralnych stylistyk, wielość tematów. Ta wielość tworzy jednak tę witkacowską z ducha jedność sceniczną „Wahzara” Andrzeja S. Dziuka Anno Domini 2025.