Każdy ma swoje Tatry. Są częścią tożsamości zbiorowej, z której jednak wyciągamy fragmenty i układamy prywatne puzzle. Tatry to zawsze jakaś baśń, mistyka i majestat, ale też sielankowe obrazy. Są obyczajowością, skomplikowaną historią, żywiołem. Bywa, że przytłaczają kiczem, gotową odpowiedzią na pytanie, czym jest folklor. Problem z Tatrami i Podhalem mamy jeden – za bardzo w tej przestrzeni się spieszymy, wędrujemy na skróty. A może tak zatrzymać się, dać sobie czas na patrzenie dookoła? Przecież Tatry to ogrom, tu oko się nie znudzi. Wszystko się zmienia, kiedy rankiem pójdzie się w góry – to ten czas zanim przyjdą inni, jeszcze można zobaczyć surowość, bezwględność i to, co było pierwsze.
Zwykłe przedepty, skróty
Ze szczytu Rysów widać więcej. Nie tylko w znaczeniu dosłownym. Widać naturalny porządek świata, mimo ciągłego przeobrażania tatrzańskiego krajobrazu. Kazimierz Tetmajer w książce „Bajeczny świat Tatr” pisał: „Góry są całe jakąś baśnią świata. W porównaniu do reszty wyglądają zupełnie nieprawdopodobnie (…) Zdaje się, że się to ziemi śni.”
Zmieniliśmy tę przestrzeń, oswoiliśmy ją, może czasem za bardzo. Była kiedyś bardziej surowa, chłodna. Tatry przed wiekami to przede wszystkim lasy. W dolinach stały góralskie chaty, nie było przecież pensjonatów i willi. Zwierzę miało swoje królestwo, człowiek swoje; nie wchodzili sobie w drogę. No właśnie, drogi – kiedyś zwykłe przedepty i skróty prowadzące od sąsiada do sąsiada, do kościoła.
A skąd nazwa Tatry? Być może pochodzi o starosławiańskiego słowa „tritri” oznaczającego skały lub skalne szczyty. W Tatrach nie ma przypadkowych nazw, wiele wiąże się z historią miejsc, chociażby Kuźnice, o których za chwilę.
Mało kto wie, że Podhale to region, w którym wydobywano minerały, na przykład złoto, którego szukano w osadach rzecznych łatwiej dostępnych dolin tatrzańskich (rejon Krywania i Szczyrbskiego Jeziora, legendy mówią też o płukaniu złota w Potoku Kościelskim), była i kopalnia za Nowym Targiem, miedź i srebro znaleziono w rejonie Ornaku, rudy żelaza odkryto w Jaworzynie Łuszczkowej.
W Kuźnicach działały zakłady metalowe z wielkim piecem. Stąd pochodziły świeczniki ołtarzowe, oprawy zegarów czy narzędzia rolnicze. Górniczo tereny te eksploatowano od XVI wieku. Ostatnie prace (był to już tylko epizod) podjęto w latach 50. XX wieku. W Dolinie Białego wydobywano jeden z surowców strategicznych, prawdopodobnie uran – wydobycie trwało pięć lat. Badania prowadzili tu radzieccy naukowcy, uran z Tatr miał służyć do produkcji broni jądrowej. Niewielu o tym wiedziało, świadków od dawna już nie ma (wydobycie było utrzymywane w ścisłej tajemnicy). Ale wejścia do sztolni zostały.
I to są te Tatry, których nie znamy; to są te historie, na które nie mamy czasu. Bo daliśmy sobie wmówić, że Podhale, to esencja swojskości (oczywiście, jest mnóstwo pasjonatów, którzy wiedzą więcej).
"Ustawa względem zakazu łapania”
Morskie Oko jest dla większości z nas widokiem (w znaczeniu: pocztówką), podobnie jak Giewont i Krupówki. Jak to się stało, że zamknęliśmy Tatry w albumie narodowych zdjęć, które tylko się przeglada od czasu do czasu?
Kto słyszał o osadnictwie wołoskim w Tatrach? Wołosi nazywani „Ojcami Europy” dotarli w Tatry mniej więcej w XV wieku. Pasterstwo rozwijało się razem z osadnictwem. Pasterze zajmowali naturalne hale wypasowe, tworzyli nowe wypalając lasy, więc stopniowo obniżała się górna granica lasu.
Owce bardzo kojarzą się z Podhalem, prawda? Nie zawsze tu były. W latach 20. XX wieku wypasano w Tatrach około 12 tysięcy owiec. Po II wojnie światowej ta liczba wzrosła do około 30 tysięcy. Kiedy zapadła decyzja o utworzeniu Tatrzańskiego Parku Narodowego, postanowiono, że owiec w Tatrach będzie mniej. Górale przez lata walczyli z wywłaszczeniem, jednak nie było szans na zwrot ziemi. W 1981 roku został dopuszczony wypas kulturowy owiec i krów. Tatry to również kozice i świstaki, z którymi człowiek nie zawsze potrafił, a chciał, żyć w zgodzie.
W latach 60. XIX wieku losem zabijanych świstaków i kozic zainteresowali się ks. Eugeniusz Janota oraz prof. Maksymilian Nowicki. Efektem była „Ustawa względem zakazu łapania, wytępienia i sprzedawania zwierząt alpejskich, właściwych Tatrom, świstaka i dzikich kóz” z 1868 roku. Pierwsze o ochronę zwierząt i roślin upomniało się Towarzystwo Tatrzańskie (od 1950 roku Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze, po połączeniu z Polskim Towarzystwem Krajoznawczym). W 1937 roku gotowy był już nawet zarys odpowiedniej ustawy, ale potem wybuchła II wojna światowa.
"Skała płona tak zarosła”
Przez stulecia wyciskaliśmy Tatry jak cytrynę. Człowiek zniszczył sporo (wyciął buki, posadził świerki; kłusownicy polowali na kozice, w potokach pojawiły się pstrągi, których nigdy wcześniej tu nie było), ale ten sam człowiek zaczął w końcu naprawiać, bo czuł, że to nie jest przestrzeń, jak każda inna.
Tatrzański Park Narodowy powstał w 1955 roku. I to była najlepsze, co można było zrobić dla Tatr.
Paweł Skawiński, były dyrektor TPN (do 2012 roku) wspominał w podcaście Kontent Turystyczny (naszej dziennikarki Magdaleny Zbylut-Wiśniewskiej): "Pamiętam z lat 60. czy 50., że stojąc przed schroniskiem w Morskim Oku u stóp Mięguszowieckich Szczytów było goło, były kamienie. Gdyby dziś spojrzeć, to zobaczymy zarośla kosodrzewiny. Tatry nam się zazieleniły. (...) Skała płona tak zarosła, że nikt by nie powiedział, że to antropogeniczny twór, a co ciekawe - w tej hałdzie mamy naturalną kolonię świstaków".
Szymon Ziobrowski, obecny dyrektor TPN dodaje: "Przyroda świetnie sobie radzi, choć w Tatrach mieliśmy do czynienia z małą klęską ekologiczną. Optymistyczne są badania populacji kozicy czy niedźwiedzia, które są nie tyle stabilne, co rosną".
Udało nam się uratować Tatry? Utworzenie parku nie było i nie jest rozwiązaniem wszystkich problemów. Wielu z nas wierzyło w dzieciństwie, że woda z górskiego strumyka jest orzeźwiająca i krystalicznie czysta. Ale picie wody z górskiego strumyka dobrze wygląda tylko w reklamach, w wodzie może być bakteria coli. To fragment rzeczywistości, która ma swoją nazwę – fekalizacja szlaków. Ale winni nie są tylko turyści. Na szczęście realizowany jest projekt kanalizacji Tatr, bardzo, bardzo potrzebny.
Na TPN wylewa się hejt. Nie da się ludziom wytłumaczyć, że ochrona przyrody to nie jest widzimisię, że opłata za wstęp do parku nie jest karą, ale też, że z te pieniądze nie będzie dodatkowych atrakcji. Atrakcją jest już samo przebywanie w tym miejscu. Kontrowersyjne decyzje TPN? Na pewno wpisują się w ryzyko ochrony tego wyjątkowego obszaru. Jeżeli już musimy z czymś walczyć, to ze zmianami klimatu albo - bardziej lokalnie – zanieczyszczeniem hałasem i światłem.
Turyści – dużo ich. Dla jednych świetna wiadomość, dla innych tragedia. Czy Tatry trzeba reglamentować? W 2024 roku Tatry odwiedziło ponad pięć milionów turystów. Do ich dyspozycji jest 275 kilometrów szlaków o różnym poziomie trudności. Najpopularniejszymi kierunkami są Morskie Oko i Dolina Kościeliska. Według danych TPN, większość ruchu koncentruje się w rejonie regla dolnego i dopóki obecność zwiedzających nie wpływa negatywnie na przyrodę (o czym świadczy bytowanie dużych drapieżników wrażliwych na człowieka), nikt nie wprowadzi limitu wejść.
Czekamy na dobre zmiany, i one są – koń w Tatrach zostanie, ale do Morskiego Oka będzie woził turystów po skróconej trasie. Aktywiści prozwierzęcy i fiakrzy stanęli po dwóch stronach sporu, koń (jak mówi starosta tatrzański - jest elementem góralskiego „żywobcia”) dostał niewdzięczne miejsce – środek. Kompromis jednak jest, do elektryków, które również będą wozić turystów, pewnie się przyzwyczaimy.
Miłość, która patrzy i słucha
Hanna Pieńkowska i Tadeusz Staich w książce „Drogami skalnej ziemi. Podtatrzańska włóczęga krajoznawcza” pisali: „Przestrzeń uderza w oczy, powietrze dusi oddech. (…) Stoimy tak długą chwilę, zapominając o ciężkich plecakach.”
Takich Tatr chcemy. One chcą innych nas – uważnych, szanujących, mądrzejszych, odpowiedzialnych. Nie mamy w Polsce drugiego pasma górskiego o charakterze alpejskim.
I jeszcze, na koniec, ksiądz profesor Józef Tischner: „Są rozmaite miłości do gór. Najczęściej spotykamy dziś tę, która każde swe spotkanie z górami przelicza na pieniądze. Obok niej umiejscawia się ta, która widzi w górach okazję do wyczynu sportowego; ta miłość wciąż pyta: kto kogo pokona, czy ja góry, czy góry mnie? I jest miłość, która o nic nie pyta, tylko patrzy, słucha, czuje”.
Takiej miłości do Tatr wszystkim nam życzymy.