Właścicielka działki przeprasza pasażerów za utrudnienia, ale jak podkreśla jest lekceważona przez władze miasta. Twierdzi, że przepisy zostały złamane i szuka sprawiedliwości.
Burmistrz Władysław Bieda wyjaśnia, że budowa przystanku została ustalona z poprzednim właścicielem działki jeszcze w 2014 roku przy remoncie drogi, a nowy właściciel uzyskał prawo do tego terenu dopiero w 2021 roku.
Było postępowanie sądowe związane z tym testamentem. To też się przedłużało bardzo. To pewnie było niespodzianką dla spadkobiercy, który ten teren otrzymał i nie wiedział, że były takie uzgodnienia
- mówi Bieda.
Spadkobierczyni nie zgada się z tymi wyjaśnieniami i zapewnia, że jest w stanie udowodnić swoją wersję zdarzeń, ponieważ przed śmiercią opiekowała się poprzednią właścicielką:
Miasto nie miało zgody ani właściciela, ani spadkobierców. Nie mieli zgłoszenia na postawienie na przystanku, tym bardziej nie mieli oświadczenia właściciela na dysponowanie nieruchomością na cele budowlane.
Za nielegalne korzystanie z terenu przez miasto oraz zlikwidowanie dojazdu do działki kobieta domaga się 9 milionów złotych odszkodowania. 
Burmistrz Bieda uważa, że próby polubownego załatwienia sprawy nie przyniosły efektów i postanowił przenieść przystanek w inne miejsce. 
Ten problem będzie rozwiązany niedługo. Przeniesiemy przystanek po prostu w inne miejsce. Myślę, że to się może udać nawet przed końcem marca
- deklaruje burmistrz.
Właścicielka działki zamierza jednak nadal walczyć o odszkodowanie. 
Jako właściciel powinnam uzyskać rekompensatę. Miasto przez te 9 lat korzystało bezprawnie z mojej nieruchomości
- ocenia.
Tę kwestię zapewne rozstrzygnie już sąd.