Obrońca Ignatienki, do czasu ewentualnego wydania byłego prokuratora stronie rosyjskiej, wnioskował o zastosowanie łagodniejszego środka zapobiegawczego, w postaci dozoru policyjnego i poręczenia majątkowego w wysokości 50 tysięcy dolarów.



Prowadzący postępowanie sędzia Bogusław Bajan odrzucił jednak wniosek argumentując, że mogłoby to utrudnić postępowanie ekstradycyjne i groziłoby próbą ucieczką podejrzanego z Polski. Jak tłumaczy, Aleksander Ignatienko przyjeżdżając do Polski posługiwał się fałszywym paszportem i nieprawdziwymi danymi osobowymi. Zachodzi zatem realne obawa, że mógłby ponownie posłużyć fałszywym dokumentem po to, aby wyjechać z Polski za granicę i dalej ukrywać się przed organami ścigania. Ponadto mógłby z ukrycia utrudniać prowadzone śledztwo.



Obrońca Ignatienki, mecenas Marcin Lewczak nie kryje rozczarowania, że jego klient nadal pozostanie w areszcie i zapowiada apelację. Ale - jak dodaje - cieszy się, że do tej pory resort sprawiedliwości nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji o ewentualnej ekstradycji podejrzanego do Rosji. Jak mówi, cieszy się, że minister sprawiedliwości stara się wyjaśnić wszystkie wątpliwości odnośnie wydania Ignatienki stronie rosyjskiej i tym samym zabezpiecza wszelkie mu przysługujące prawa jako człowieka. [

Posłuchaj: 

]



Aleksander Ignatienko, były pierwszy zastępca prokuratora obwodu moskiewskiego, został zatrzymany na Podhalu przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego na początku tego roku. Był poszukiwany międzynarodowym listem gończym za przestępstwa korupcyjne i oszustwo popełnione na terenie Rosji. Jest oskarżony o to, że nie ścigał nielegalnej działalności hazardowej i w zamian za to przyjął korzyści majątkowe w wysokości półtora miliona dolarów. Drugi zarzut dotyczy wprowadzenia w błąd osoby, która chciała kupić działkę na terenie Rosji. Ignatienko miał przyjąć od niej 73 tys. dolarów za nieruchomość. Jak się miało później okazać - działka nie była na sprzedaż. Ignatienko przebywa w sądeckim areszcie od stycznia.



(IAR/jp)