56-letni pacjent, którego w środę w Nowym Sączu pomagali ratować strażacy zmarł w sądeckim szpitalu. Mężczyzna stracił przytomność czekając na wizytę w przychodni zdrowia psychicznego przy Alejach Wolności. Jak zapewnia personel placówki, nie pozostawiono go bez opieki. Akcja ratownicza nie zdołała jednak uratować mu życia.


Jak zapewnia rzecznik prasowy sądeckiego Szpitala Agnieszka Zelek, 56-latkowi, który nagle stracił przytomność najpierw próbowali pomóc lekarze przychodni prowadząc masaż serca. Na pomoc wezwano też pogotowie ale jak się okazało wszystkie sądeckie karetki były zaangażowane w inne akcje. Dyspozytorzy zdecydowali w takiej sytuacji o wysłaniu jednostki ratowniczej straży pożarnej, która jest wyposażona w sprzęt służący do ratowania życia.

Strażacy-ratownicy użyli automatycznego defibrylatora i elektrowstrząsy pozwoliły przywrócić u nieprzytomnego mężczyzny akcję serca. Po ok. 10 minutach do przychodni dotarła karetka którą przewieziono pacjenta do szpitala. Niestety nie udało się uratować mu życia.

Agnieszka Zelek informuje, że według wstępnej oceny akcja ratownicza była sprawna a udział strażaków nie powinien nikogo dziwić. Nie słuszne są też zarzuty, że niewłaściwie zareagował personel przychodni. Sprawa będzie jednak wyjaśniania. W dokładnym ustaleniu przyczyny śmierci 56-latka pomóc ma zlecona już sekcja zwłok.



To nie pierwszy taki przypadek w Nowym Sączu. Kilka dni temu strażacy pojechali do mężczyzny. Chory leżał w śniegu i nie mógł się poruszać. Mężczyzna czekał pół godziny na interwencję karetki. Ostateczni przyjechali strażacy. Udzielili mu pierwszej pomocy. Ekipa ratunkowa pojawiła się po kilkudziesięciu minutach.


Jak poinformował dyżurny PSP w Nowym Sączu mężczyzna prawdopodobnie się pośliznął i skręcił nogę: "okazało się, że pogotowie nie dysponowało żadną karetką i nas poproszono o pomoc. O godz. 12.14 otrzymałem zawiadomienie i od razu wysłałem ekipę ratunkową". Poszkodowanego karetką transportową przewieziono do szpitala w Nowym Sączu.



(Bartosz Niemiec/aw/jg)