Wiosną pszczołom nie udało się zebrać zbyt wiele miodu. Było chłodno i deszczowo, więc owady nie wylatywały zbyt często z uli. "Pszczoły nie mogły dojść do sił. Późno matki zaczęły czerwić, rozwój rodzin pszczelich powoli się odbywał, więc one były słabsze, nie miały siły roboczej. Jak jest zimno, nie miały jak zbierać nektaru. Akacja kwitła, ale było za zimno, żeby pszczołą wyleciała z ula" - mówi Dorota Nowak z pasieki Barć w Kamiannej w Beskidzie Niskim.
Choć lipiec jest ciepły, to nadal w ulu nie dzieje się zbyt wiele. "U nas jest ulik obserwacyjny. Możemy zobaczyć, co się w ulu dzieje. Jest nieco zapasu. Zaczęła kwitnąć lipa. To dobry dla nas znak. W tamtym roku o tej porze mieliśmy już całe zaszyte plastry" - dodaje.
- Problem dotknął cały region południowej Polski. Mamy takie sygnały od pszczelarzy, że miodu będzie jak na lekarstwo w tym roku – przyznaje Renata Stelmach z Fundacji „Po zdrowie do natury”.
Na północy Polski mamy jednak klęskę urodzaju, dlatego miodu w sklepach nie zabraknie i ceny nie będą dużo wyższe. "W skali kraju miodu nie zabraknie. Mamy chwilową nadwyżkę. Niestety wojna w Ukrainie, zwiększone koszty życia spowodowały, że miód nie jest intensywnie kupowany. Radykalnej zwyżki cen nie będzie. Oby późne miody - spadziowe i wrzosowe - miały urodzaj. Wtedy na stołach niczego nie zabraknie – uważa Janusz Kasztelewicz z Gospodarstwa Pasiecznego Sądecki Bartnik.
Dorota Nowak również liczy na udane zbiory pozostałych miodów w II połowie roku. "Zobaczymy nawłociowy miód. Nawłoć zawsze obradza. To roślina, która się rozsiewa. Jak będzie ładna jesień, będzie miód nawłociowy. Zobaczymy jeszcze, jak będzie z miodem wrzosowym. Jak będzie ładna jesień, coś się uda zebrać" - mówi.
Jest więc za wcześnie, by spisać tegoroczny sezon miodny w Małopolsce na straty.