Radio Kraków
  • A
  • A
  • A

Nikt nie kocha jaskółek?

  • Od Was
  • date_range Środa, 2013.07.03 13:04 ( Edytowany Poniedziałek, 2021.05.31 08:17 )
Odkąd ptaki ulepiły sobie na moim oknie gniazdo, każdego roku "wychowuję" nowe pokolenie. Masa radości i satysfakcji, gdy maluchy się wykluwają, Niestety, coraz mniej ludzi toleruje jaskółki koło swoich domów.

Jaskółki pani Barbary


Często ogląda się lub słyszy w mediach, że ludziom w miastach brakuje przyrody, zieleni, natury. Walczymy o parki, tereny zielone, protestujemy przeciw nieprzemyślanym inwestycjom.


Mieszkam od prawie 11 lat na osiedlu Szlacheckim w Krakowie (ul. Felińskiego). Jest to stosunkowo młode osiedle, wybudowane w otoczeniu łąk i pól. Stąd co sezon fruwa tutaj mnóstwo jaskółek.

Odkąd ptaki ulepiły na moim oknie gniazdo, każdego roku "wychowuję" nowe pokolenie. Masa radości i satysfakcji, gdy maluchy się wykluwają, dorastają, dokazują, piszczą, syczą, walczą, uczą się latać, zjadają setki owadów, którymi rodzice od świtu do nocy je karmią.


Niestety na oknach bloków coraz mniej gniazd (w zasadzie prawie wcale), a coraz więcej worków foliowych, zawieszonych w celu odstraszenia niechcianych sublokatorów. Nikt nie chce jaskółek. Brudzą, brudzą i jeszcze raz brudzą. I co z tego? Okna i tak trzeba myć!


Narzekamy, że dokuczają nam komary, rozważamy opryski chemiczne, prowadzimy różne akcje zwalczające, zapominając o pracowitej owadożernej jaskółce.



Pragnę jednak opisać tegoroczny przypadek.


1 lipca 2013 r. "moje" gniazdo nie utrzymało kolejnego pokolenia i spadło na parapet. Szczęście w nieszczęściu - nauczona doświadczeniem (wiercące się maluchy często spadały na parapet lub przez uchylone okno wprost do pokoju) - na czas wylęgu zawsze mocuję na parapecie dość głębokie pudełko. Przydało się i tym razem. Maluchy się uratowały. Gniazdo niestety spadło i roztrzaskało na kawałki. Ptaki pozostały bez domu. Rodzice latali jak oszalali nie wiedząc co się dzieje, gdzie młode. Instynktownie podlatywali z pożywieniem do miejsca, gdzie przed chwilą było gniazdo.

Bez namysłu skleciłam naprędce prowizoryczny domek z kartonu. Wycięłam otwór. Wymościłam wnętrze. Umieściłam w nim dwa zszokowane małe ptaszki. Domek ustawiłam na sporym podwyższeniu (1/3 wysokości okna). Nie było warunków, aby powiesić "budkę" w rogu okna. Na wierzchu zamocowałam jeszcze daszek przeciwdeszczowy a na froncie przykleiłam rzep, aby rodzice nie ślizgali się po tekturze i mogli dostać się do otworu domku.


Czekałam w napięciu, czy maluchy odzyskają rezon i czy rodzice zauważą zmianę - a przede wszystkim, czy zaczną karmić swoje młode w jakże zmienionych warunkach mieszkalnych.

Minęło trochę czasu, zanim maluchy zaczęły nawoływać rodziców. Na szczęście otrząsnęły się z upadku. Ponieważ ptaki są mądre, po jakimś czasie dorosłe osobniki zorientowały się, że nowe "gniazdo" jest niżej i ku mojej wielkiej radości zaczęły z powrotem karmić młode.


Dziś drugi dzień życia w nowym "lokalu". Karmienie od świtu do nocy. Pisk, wrzawa, akrobacje powietrzne rodziców. Radość obustronna. Będzie niezwykle smutno, gdy odlecą do Afryki.

Załączam kilka zdjęć lokalu i momentu karmienia. Nie są to mistrzowskie ujęcia, gdyż trzeba postępować bardzo ostrożnie, by ich nie płoszyć. Ale udokumentowanie się udało.



Barbara Czekaj

Wyślij opinię na temat artykułu

Komentarze (0)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Kontakt

Sekretariat Zarządu

12 630 61 01

Wyślij wiadomość

Dodaj pliki

Wyślij opinię