Proszę się nie obawiać - to nie będzie kolejny pseudośledczy tekst na temat Orkiestry, tylko
próba odpowiedzi na alarmistyczne teksty, o tym, że liczba widzów oglądających finał WOŚP
systematycznie spada. Na przestrzeni dwóch lat widownia zmniejszyła się z 1,5 miliona w 2012,
do miliona oglądających w tym roku. To poważny spadek.

Oczywiście przeciwnicy Owsiaka cieszą się twierdząc, że to ich "zasługa". Zwolennicy mówią,
że nie oglądalność jest ważna tylko efekty zbiórki - i pewnie mają rację. Ale wobec olbrzymich sił
i środków zaangażowanych przez TVP do obsługi imprezy - pytanie dla kogo to się robi - trzeba
jednak postawić.

Muszę przyznać, że sam należę do grupy nieoglądających WOŚP - choć przeciwnikiem samej
akcji nie jestem. Po prostu nie lubię atmosfery wrzasku i włażenia sobie na głowy. Nie lubię
tych wszystkich dziennikarzy, biznesmenów i polityków, którzy na siłę uśmiechają się i krzyczą
"się ma!" - choć dotąd jedyne co krzyczeli to było: "proszę mi nie przerywać!", a do spontaniczności
było im równie daleko, jak mnie do godności kardynalskich.

Kiedy Orkiestra zaczynała grać - 20 lat temu - hałas i atmosfera: "pożaru w kurniku", były efektem
autentycznego entuzjazmu. Ale z czasem stała się znakiem firmowym, a jeszcze później - nieznośną
(jak dla mnie) manierą. Do tego - do bólu przewidywalną i powtarzalną.

20 lat - to dużo, a 20 lat w telewizji - to wieczność. Ponieważ nic nie jest wieczne - nie można liczyć na
to, że przez 20 lat można eksploatować ten sam format (chyba że to Teleexpress). Zwłaszcza tak
nachalny i hałaśliwy. Niestety - mam wrażenie, że w telewizji zwyciężył: "jakośtobędzizm" i
przekonanie, że WOŚP to "samograj", który nie wymaga dalszej obsługi... Pudło.

Nie ma tym żadnej teorii spiskowej, żadnego hejtu, ani trotylu. Po prostu żelazne prawo telewizji, które
przy okazji WOŚP zlekceważono. Ot, i wszystko.