Koncert rozpoczął się o 20.00. Przez kolejne dwie godziny krakowscy studenci bawili się razem z Czesławem. Utwory takie jak „Krucha blondynka”, „Do Laury” czy „Kiedy tatuś sypiał z mamą” wywołały poruszenie wśród publiczności, ale niestety zabrakło największego hitu zespołu. Głośno skandująca publiczność nie mogła doprosić się „Maszynki do świerkania” nawet na bisie. Stąd byli i tacy, którzy wyszli z koncertu nie do końca usatysfakcjonowani.


W Strefie Plaży pojawiły się tłumy, a kiedy zabawa przerodziła się w niebezpieczne popychanki Czesław skutecznie uspokoił publiczność. Tym razem nikt nie miał problemu ze zrozumieniem jego polszczyzny, dzięki czemu reszta koncertu przebieg
ła już spokojnie. Podniesione ręce i bujanie się na prawo i lewo, zgodnie z tym jak wtórował Czesław, większości wystarczyło, żeby miło i bezpiecznie spędzić wczorajszy wieczór.
Pomiędzy kolejnymi utworami wokalista zagadywał krakowskich żaków zabawnymi anegdotkami. Dowiedzieliśmy się chociażby tego, że łabędzi jeść nie wolno, bo Polacy łabędzi nie jedzą. Tym którym koncert od strony muzycznej nie do końca się podobał, na pewno wynieśli z niego kilka życiowych mądrości.

Na koniec Czesław kilkakrotnie podziękował studentom i życzył im udanej zabawy, dodając znamienne „uważacie na siebie”. Pomimo tego, że w Krakowie nie miał szczęścia studiować, o czym także wspomniał, chyba dobrze zna specyfikę tutejszych juwenaliów.

Małgorzata Piróg