W niedzielę burmistrz Trzebini wraz ze Spółką Restrukturyzacji Kopalń wprowadzili całkowity zakaz wstępu na tę część Rodzinnych Ogródków Działkowych "Gaj". Niektórzy decydują się jednak wchodzić na obszar zagrożony po swój dobytek. Zostały tam też zwierzęta takie jak kury, króliki czy gołębie. Na tym terenie są także dzikie koty dokarmiane do tej pory przez działkowiczów.
Byłem pracownikiem KWK Siersza przez 28 lat, więc te sytuacje, które są teraz, nie są mi obce. Tam są zwierzęta, są dobrzy ludzie, którzy dokarmiają dzikie koty. Ludzie mają serce, natomiast serce teraz niech otworzy jakaś fundacja, która by w jakiś sposób odłowiła te zwierzaki
- mówi Józef Dziedzic, przewodniczący rady os. Gaj.
Moim zdaniem to przykre dla ludzi, którzy tutaj zostawili cały swój dobytek. Oni oszczędzali, budowali, upiększali. Chcieli spędzać wolne dni na tych działkach. Jest to im dzisiaj zabrane. Nie wiemy, jaki będzie finał. Nie sądzę, że znajdzie się odważny, który powie, że kiedyś się tam będzie dało wejść. Róbmy wszytko, żeby zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom. My stąd nie pójdziemy, przeżyliśmy tutaj całe swoje życie. My tu zostaniemy, tylko wy teraz zróbcie wszystko, żebyście zadbali o nasz teren, żebyśmy mogli tutaj dalej spokojnie żyć.
Pomoc deklaruje burmistrz Trzebini Jarosław Okoczuk:
W pełni rozumiem sytuację tych, którzy mieszkają w blokach i nie mają kawałka własnego ogródka ani swojskiego jajka. Te kury, zwierzęta to była odskocznia od codzienności. Od razu zaproponowałem, aby w pierwszej kolejności popytać bliskich, dalszych znajomych czy rodzinę i przekazać im te kury czy króliki. Zaproponowałem też pełne wsparcie i wzięcie pod uwagę, jeśli nie będzie innych szans, wzięcie pod uwagę schroniska jako instytucji, z którą gmina Trzebinia na co dzień współpracuje.
Zdaniem Mateusza Króla zwiększenie bezpieczeństwa w przypadku ogródków działkowych nie jest możliwe. Jak mówi, nie wyobraża sobie tego, że pracownicy wejdą na tak niebezpieczny teren:
Jedyne rozwiązanie na tę chwilę to definitywnie zamknąć ogródki działkowe, przenieść je w inne miejsce, wypłacić ludziom odszkodowania za budynki, dobytek, który tam mają. Południowa część byłaby definitywnie zlikwidowana.
Burmistrz miasta Jarosław Okoczuk wyraził swoje poparcie dla wszelkich inicjatyw oddolnych jak pisane wśród mieszkańców petycje w sprawie zapadlisk między innymi do premiera. Jak określił, im więcej tego typu inicjatyw i wsparcia działań gminy, tym większa szansa na pomoc.