Okazało się, że stężenie toksycznego ołowiu w pobranych próbkach niemal trzykrotnie przekraczało dopuszczalną normę. Jak przypuszcza Jacek Żak z małopolskiego sanepidu, mógł do tego przyczynić się pożar, który wybuchł pod koniec maja. 

Sanepid badał owoce także pod kątem wystąpienia innych metali ciężkich: kadmu, rtęci i arsenu. Wyniki badań zostały już przesłane do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska i Centrum Zarządzania Kryzysowego w Chrzanowie. 

Okoliczni mieszkańcy, którzy mają uprawy w tym miejscu, nie widzą problemu. "Obawiamy się jak każdy. Trzeba by zbadać wszystkie warzywa i owoce" - mówią i dodają, że z zanieczyszczeniem powietrza borykają się od lat. "Mieszkam tu od 1970 r. Zakłady metalurgiczne truły od zawsze. Krzewy usychały, nieraz wszystkie na cały sezon. Kataklizmu jednak tu nie widzę" - usłyszała reporterka Radia Kraków. 

"Istotne jest ustalenie, czy nie doszło do skażenia gleby" - podkreśla Jacek Żak. I tej informacji nie można już bagatelizować. Ołów jest metalem wysoce toksycznym. W organizmie człowieka udaje wapń, może uszkodzić mózg i nerki. 

Próbki z pogorzeliska bada też Akademia Górniczo-Hutnicza. Wyniki mają być znane pod koniec sierpnia. Wtedy też zostanie podjęta decyzja o rekultywacji terenu - informuje Magdalena Gala z WIOŚ. 

Zobacz też: Pogorzelisko w Trzebini pod lupą Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie

 

 

(Teresa Gut/ew)