Od kilku dni śledzimy to, co dzieje się we Włoszech. W kraju z powodu choroby wywołanej przez koronawirusa zmarło już ponad 6 tysięcy osó, tylko w poniedziałek ponad 600 osób. Ale jest też dobra informacja, bo to drugi dzień ze spadkiem liczby zgonów i kolejnych zakażeń. Włosi patrzą jednak na tę sytuację z „ostrożnym” optymizmem. „Ta informacja była wszystkim potrzebna. To trochę światełko w tunelu. Najgorsza była ostatnia niedziela, prawie 800 zgonów. Za każdym takim numerem są ludzkie tragedie – poszczególnych rodzin, ale i społeczności. Pragnę zauważyć, że inaczej odbierane jest to w większych miejscowościach, a inaczej w małych. Tam, gdzie wszyscy praktycznie się znają” – mówi w rozmowie z Radiem Kraków Teresa Musiał-Casali.
Sytuacja wciąż jest dramatyczna, najgorzej jest na północy kraju. „Liczby mówią za siebie. Największy ciężar spoczywa na szpitalach, lekarzach, pracownikach aptek, na przychodniach” – dodaje Polka. „Myślę, że dla każdego byłoby dramatem znaleźć się w takiej sytuacji. Oni są, można powiedzieć, na pierwszej linii. I robią wszystko, co mogą, i jeszcze więcej, by zapanować nad pandemią. Wśród nich jest moja córka, robiąca specjalizację z onkologii” – relacjonuje.
Jak mówi nasza rozmówczyni, w kraju zostały wprowadzone ograniczenia i środki ostrożności. „Został zatrzymany przemysł. Nie możemy się poruszać nawet z gminy do gminy bez określonego powodu. Dla naszego regionu wydano dodatkowe obostrzenia. Zamknięto banki i placówki pocztowe i można tam się udać tylko i wyłącznie po wcześniejszym umówieniu się, w celu pobrania pieniędzy” – wylicza Teresa Musiał-Casali. Czy słusznie mówi się dziś: nie popełnijcie błędu Włochów? „Trudno powiedzieć, bo i dla nas to była nowa sytuacja. Nikt się nie spodziewał takiej tragedii. Na pewno w całej sytuacji nie pomogła mentalność Włochów, którzy są narodem bardzo towarzyskim. Spotykają się rodzinnie i w barach, w restauracjach. To jest część ich tożsamości. Niestety, choć wiele osób przestrzegało wyznaczone zasady, byli też ci, którzy je ignorowali. Rezultaty zaobserwowaliśmy po upływie jakichś dwóch tygodni” – ocenia olkuszanka. Polka mieszka w niewielkiej gminie Pontenure. „U nas zarażonych jest ponad 30 osób, niemal tyle samo zmarło. Ale dla społeczeństwa lokalnego to jednak ogromny ciężar. W mediach dużo się mówi o powiecie, w którym mieszkamy i tragicznej sytuacji krematorium. Na skremowanie czeka wciąż ponad 100 trumien. Nie ma gdzie ich składować, były układane jedne na drugich. Być może zostanie przeprowadzony podobny proces jak w Bergamo, gdzie trumny ze zwłokami przewieziono w inne części kraju” – podkreśla.