"To była bomba ekologiczna, która nie miała drugiego takiego odniesienia, przykładu w kraju. Groziła miastu nieszczęściem: zniszczeniem dużych obszarów przemysłowych, dworca kolejowego. Przede wszystkim była szkodliwa dla mieszkańców" - przypomina w rozmowie z Radiem Kraków Barbara Siemek, wiceburmistrz Trzebini.
Znalezienie instytucji, która odważyłaby się rozbroić ekologiczną bombę, trwały blisko dwie dekady. Ostatecznie to właśnie służby wojewody dzięki unijnym pieniądzom zajęły się jeziorkiem. "Technologia, którą wykonaliśmy do rozbrojenia bomby opierała się o autorską technologię, wypracowaną wraz z Politechniką Śląską, oczyszczania 600 m3 żrącej cieczy. Trzeba było skonstruować takie urządzenie, które przepompowałoby tę ciecz do specjalnego zbiornika wypełnionego substancją neutralizującą" - zapewnia Arkadiusz Primus z firmy, która rozbrajała bombę.
Fot. Marek Mędela
Ostatni etap prac trwał trzy lata. Kosztował blisko 15 milionów złotych. Co stanie się teraz z tym terenem? "Jest pomysł wojewody, by Trzebinia przejęła ten teren. Będziemy go utrzymywać. Mieszkańcy będą mogli z niego korzystać w celach rekreacyjno-wypoczynkowych" - mówi wiceburmistrz.
A jak dodaje Małgorzata Skucha, prezes zarządu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, mieszkańcom można tylko pozazdrościć, że na terenie, który wcześniej był dla nich niebezpieczny, teraz będą mogli wypoczywać.
Przypominamy: Trzebinia: Toksyczne jezioro zamieni się w park
(Marek Mędela/ew)