„Mija 80 lat od śmierci Alvina Ellina. Kule niemieckiego żandarma dosięgły go, gdy był jeszcze w powietrzu. Była to zbrodnia wojenna” – powiedział Dagmar Kopijasz z brzeszczańskiej Fundacji Pobliskie Miejsca Pamięci Auschwitz-Birkenau.
Znicze na symbolicznej mogile lotnika na cmentarzu w Jawiszowicach złożył burmistrz Brzeszcz Radosław Szot, sołtys Jawiszowic Łukasz Korczyk, w imieniu fundacji Dagmar Kopijasz, a także uczniowie miejscowej szkoły.
„To dzięki uczniom z Jawiszowic pamięć o tych wydarzeniach i opieka nad grobem jest nadal tak żywa w naszej lokalnej społeczności” – zaznaczył Kopijasz.
Alvin Jeremi Ellin miał 19 lat, gdy zginął. Pochodził z Norton w stanie Wirginia. Był synem urodzonego na ziemiach polskich Jakuba Ellina. Jesienią 1943 roku rozpoczął służbę w Siłach Powietrznych Stanów Zjednoczonych, a latem kolejnego roku trafił do Europy. Stacjonował w Wielkiej Brytanii, a potem we Włoszech.
Bombowiec B-17G, nazwany przez załogę "St. Francis" (Św. Franciszek), na którym służył Ellin, uczestniczył między innymi w misjach bojowych przeciw niemieckim zakładom chemicznym na Śląsku.
Badacz historii bombowca Jarosław Rybak w swoim opracowaniu podał, że 17 grudnia "Latające Fortece" należące do 15. Armii Powietrznej Stanów Zjednoczonych, w tym "St. Francis" z 10-osobową załogą na pokładzie, otrzymały zadanie zbombardowania zakładów chemicznych w Blachowni Śląskiej. Po jego wykonaniu wracały do bazy. "St. Francis" lecący na końcu klucza dostał się pod silny ostrzał niemieckiej artylerii i został trafiony.
Załoga wyskoczyła na spadochronach. Wśród nich był tylny strzelec Alvin Ellin. Przed wylądowaniem dosięgły go kule niemieckiego żandarma z lokalnego posterunku, który dostrzegł spadochroniarza.
Pozostali członkowie załogi przeżyli. Jednego z pilotów uratowali mieszkańcy Jawiszowic i przekazali oddziałowi AK "Sosienki". Pozostali zostali aresztowani i trafili do obozu jenieckiego. "Forteca" rozbiła się koło Wilamowic.
Niemcy zabrali ciało Ellina na posterunek. Trzy dni później został pochowany w bezimiennym grobie. Jego tożsamość można było potwierdzić tylko dzięki bransoletce z nazwiskiem. W metryce parafialnej ks. Władysław Tęcza, proboszcz jawiszowickiej parafii św. Marcina odnotował zniekształcone nazwisko Ellina, ale od tamtego czasu dla większości mieszkańców był on "nieznanym lotnikiem amerykańskim".
Jesienią 1945 roku lotnika przeniesiono z honorami do osobnej mogiły. Lokalna społeczność ufundowała pomnik z lotniczym śmigłem i pamiątkową tablicą. Dwa lata później Ellin został ponownie ekshumowany i przeniesiony do Stanów Zjednoczonych, gdzie spoczął na cmentarzu w Knoxville.