- Jest wielu rolników, którzy mają duże hodowle bydła. Dlatego w tym rejonie jest wiele łąk. To dla nich dobra rzecz. Wszystkie wypadki związane z przesieczeniem takiej sarny są bardzo nieprzyjemne. Oni chcą, żebyśmy znajdowali je i usuwali. Jak znajdziemy koźlę, w rękawiczkach i przez trawę wkładamy je do kartonu pełnego trawy. Odkładamy na bok i po wykoszeniu wypuszczamy też przez rękawiczki. Praktycznie na każdej łące blisko lasu, którą sprawdzaliśmy, było koźlę, dwa lub trzy. Oprócz saren uratowaliśmy kilka jaj bażancich. Wkładamy je do inkubatora i już pierwsza grupa małych bażantów jest wykluta - mówią łowczy Zygmunt Piskorz, Michał Komendera i Robert Wolas z Koła Łowieckiego Szarak w Gierałtowicach.
Chęć sprawdzenia pola przed koszeniem trzeba zgłosić myśliwym dzień wcześniej, bo loty odbywają się na dwie godziny przed wschodem słońca. Później kamera termowizyjna nie wychwyci już młodych sarenek czy bażantów.
- To świetna inicjatywa. Przed koszeniem danych pól informuję Koło Łowieckie, że będziemy tam rozpoczynać pracę. Osobiście wskazuję działki, gdzie będzie koszenie. Wtedy unikamy tego, że nie rozkosimy młodej sarenki - mówi Alojzy Serwin, rolnik z Wieprza.
W tym roku na łąkach tego rolnika skoszono już 100 hektarów trawy i nie ucierpiała przy tym żadna sarna. Jeśli zwierze dostanie się w tryby kosiarki, może mieć to tragiczne skutki nie tylko dla sarny, ale także dla bydła, które w ten sposób może zatruć się jadem kiełbasianym.
Akcja trwa na terenie gminy Wieprz do końca czerwca.