Główna droga wjazdowa prowadząca do centrum Lwowa kontrolowana jest przez służby ukraińskie i patrole z długą bronią. Z boku drogi przygotowane są barykady z worków z piaskiem i zapory przeciwpancerne. Ruch samochodowy na wjeździe i na wyjeździe z miasta w ciągu dnia jest duży, a im bliżej centrum, tym większe tworzą się korki. Budynki administracji miejskiej pilnowane są całą dobę przez żołnierzy, nie można do nich wejść, a w pobliżu ułożone są barykady z worków lub betonowych zapór.
W mieście większość sklepów, kawiarni, restauracji i punktów usługowych jest otwarte. Ludzie robią zakupy, wracają z pracy, w kawiarniach spotykają się ze znajomymi. Jest tłoczno i gwarno. Miasto pustoszeje o godzinie 22, kiedy rozpoczyna się godzina policyjna obowiązująca do 6 rano.
Uchodźcy, którzy przyjeżdżają do Lwowa autobusami, kierują się na plac przed głównym dworcem kolejowym, skąd pociągiem lub autokarem wyjeżdżają z kraju. Na placu jest kilka tysięcy osób, są to głównie matki z dziećmi.
"Przyjeżdżają tu uchodźcy z całej Ukrainy. Dziś tych osób jest mniej, jeszcze kilka dni temu były to tłumy, ale myślę, że za kilka dni to znów się zmieni" – powiedział w rozmowie z dziennikarką PAP wolontariusz Junko. Mężczyzna obok dworca rąbie drewno i przygotowuje opał na noc. Na całym placu stoi kilkadziesiąt koksowników, przy których nocą cały czas grzeją się podróżujące rodziny.
Na całym placu rozstawionych jest kilkanaście różnych namiotów, w których od wolontariuszy można otrzymać pomoc medyczną, ubranie, lekarstwa, koce i śpiwory, jedzenie. Można się w nich ogrzać i odpocząć. Przed wieloma namiotami stoją długie kolejki. Wolontariusze w tłumie ludzi roznoszą wodę, kanapki i ciepłe posiłki m.in. gotowane ziemniaki, makaron z warzywami dla dzieci.
Plac przed głównym wejściem do hali dworca co kilka godzin jest myty i sprzątany. Również w tym miejscu cały czas obecni są wolontariusze, którzy udzielają informacji i roznoszą jedzenie. Obok stoją samochody osobowe i dostawcze z polskimi numerami rejestracyjnymi oklejone napisami "pomoc humanitarna, wolontariusze". Jest też polska karetka.
Około 200 metrów od wejścia do hali głównej ustawiają się autobusy, którymi Ukraińcy opuszczają kraj i jadą m.in. do Gdańska, Gdyni, Warszawy, Lublina. Wiele autobusów jest bezpłatnych. W niektórych bilety można kupić u kierowców.
"Jeździmy po trzy, cztery razy dziennie stąd do Krakowa. Odkąd zaczęła się wojna, to nie było ani jednego pustego kursu. Zawsze mamy komplet pasażerów, nie wszystkich możemy zabrać" – powiedział Tomasz, który wraz z kolegą przewozi do Polski uchodźców.
"Widzi Pani na szybie tę kartę z QRkodem? Wystarczy go zeskanować i to już jest bilet. Ale jak mamy tylko miejsca to zabieramy, nawet jak ktoś tego kodu nie zeskanuje. Matki z malutkimi dziećmi mają pierwszeństwo" – podkreślił i dodał, że autobusy na trasie Lwów – Kraków będą kursować do końca marca. "A dalej zobaczymy, jak będzie taka potrzeba, to będziemy jeździć nadal i pomagać" – podsumował.Jak przekazały władze miasta, w liczącym ponad 700 tys. mieszkańców Lwowie przebywa około 200 tys. ukraińskich uchodźców wewnętrznych. Każdego dnia przez główny dworzec kolejowy miasta przemieszcza się około 50 tys. uchodźców.