Tadeusz Marek: Czy pamiętasz pierwszy, a może najważniejszy obraz, który pojawił się przed oczyma Twojej wyobraźni, który pociągnął w efekcie całą tę opowieść?
Monika Majorek: Fajne pytanie zadałeś tak naprawdę, bo tak, ten film w ogóle się zaczął od konkretnego obrazka, a w zasadzie od obrazka dorosłych ludzi, którzy odtwarzają swoje zdjęcie z dzieciństwa, więc ładują się w te same ciuchy, w te same kostiumy, w te same pozy, które kiedyś przebierali jako dzieci. Uderzył mnie ten kontrast, bo oni starali się odtworzyć także te miny, te gesty. Uderzyło mnie jak bardzo to są już inni ludzie i jak czuć po tym, jak się dotykają, jak narosły między nimi już jakieś nieporozumienia, dystanse, jak po prostu dorosłe rodzeństwo, dorosła rodzina jest kimś zupełnie innym, niż kiedy startuje.
W tle twojej filmowej opowieści jest strata, potężna strata, która rzutuje na wszystkich bohaterów twojego filmu. Okoliczności jednak przypominają coś w rodzaju… rodzinnego spotkania. To się często tak mówi, zjazd rodzinny i wtedy wychodzą wszystkie kwasy, ale to jest takie głębokie studium takiego spotkania rodzinnego.
Tak, takiego spotkania, właśnie zjazdu, trochę takiego niechcianego zjazdu i jednocześnie takiego wyjątkowego momentu w życiu tej rodziny, kiedy postanawiają spakować swój dom rodzinny, który jest, myślę sobie, szóstym bohaterem tego filmu, ważnym bohaterem tego filmu i postanawiają tą dużą przeszłość pożegnać, wyraźnie się odciąć. Dla mnie ten film jest nie tylko o spotkaniu i o rodzinie, ale tak naprawdę jest o jakimś końcu świata. Takim, wiesz, uczuciu, gdy tracimy kogoś bardzo bliskiego i wydaje nam się, że ten świat naprawdę powinien stanąć i przestać funkcjonować, a on idzie dalej i my nie wiemy, jak mamy się w tym nowym świecie odnaleźć.
A równocześnie wiemy, że musimy się odnaleźć, nie? Mógłbym to zrobić samodzielnie, ale wolałbym, żebyś to ty wprowadziła kilkoma zdaniami naszych słuchaczy w te okoliczności fabularne, w których się spotykamy.
Cały film oglądamy z perspektywy Oli, jest to najstarsza z trójki rodzeństwa i prowadzi życie tak zwanego słoika, któremu się nie udało. Mówię to oczywiście z dużą sympatią, sama także jestem tak zwanym słoikiem, czyli osobą, która się wyprowadziła ze stolicy na studia. Ola wyjechała do tej stolicy z takim dużym poczuciem presji tego, co ma do zrobienia i wraca na moment do domu i okazuje się, że ten dom w ogóle już taki nie jest, jakim go zostawiła. Okazuje się, że nie pasuje ani do tej rzeczywistości, którą próbowała sobie stworzyć, ani do tej przeszłości, która wydawała się jej, że zawsze będzie właśnie tam, że jest pewnymi korzeniami. I tak idziemy z nią nitka po nitce, odkrywając tak naprawdę pewną, nie wiem czy tajemnicę rodziną, pewne tabu rodzinne, zrzucając kolejne maski. Ola jest bohaterką niełatwą, dosyć precyzyjnie konfrontuje rodzinę z tym, co wszyscy starają się zostawić i sięga po taki inny bardzo ważny temat tego filmu, czyli temat pamięci. Pamięci różnej, tego jak jesteśmy w stanie to samo wspomnienie w jednej rodzinie zapamiętać na kompletnie różne sposoby tego, czy tą pamięć chcemy utrzymać, czy w zasadzie chcemy by ona się ulotniła i dzięki temu pozwoliła nam na zachowanie przestrzeni bezpiecznej.
Bardzo istotne jest to, że ci bohaterowie spotykają się w okolicznościach, w których muszą odrobić lekcję z bardzo istotnej straty.
Tak, bardzo istotnej straty, super to ująłeś. Próbują odrobić lekcję żałoby. Tego czym ona jest, jaka ona jest, jak bardzo różnie można ją przeżywać i jak w zasadzie musimy zaakceptować to, że choćbyśmy nie wiem jak chcieli, o pewnych rzeczach bardzo trudno się rozmawia, możemy je właśnie różnie pamiętać, różnie przeżywać i musimy odnaleźć w sobie pewną odpowiedź, mimo że bardzo chcielibyśmy przeżyć coś wspólnie. Wydaje nam się, że są te wszystkie powiedzenia, że to nas nie zabije, to nas wzmocni. Nie wiem, nie jestem fanką tego powiedzenia. Mam wrażenie, że ten film też stara się troszeczkę tutaj o to zahaczyć.
Czy pamiętasz pierwszy, a może najważniejszy obraz, który pojawił się przed oczyma Twojej wyobraźni, który pociągnął w efekcie całą tę opowieść?
Fajne pytanie zadałeś tak naprawdę, bo tak, ten film w ogóle się zaczął od konkretnego obrazka, a w zasadzie od obrazka dorosłych ludzi, którzy odtwarzają swoje zdjęcie z dzieciństwa, więc ładują się w te same ciuchy, w te same kostiumy, w te same pozy, które kiedyś przebierali jako dzieci. Uderzył mnie ten kontrast, bo oni starali się odtworzyć także te miny, te gesty. Uderzyło mnie jak bardzo to są już inni ludzie i jak czuć po tym, jak się dotykają, jak narosły między nimi już jakieś nieporozumienia, dystanse, jak po prostu dorosłe rodzeństwo, dorosła rodzina jest kimś zupełnie innym, niż kiedy startuje.
W tle twojej filmowej opowieści jest strata, potężna strata, która rzutuje na wszystkich bohaterów twojego filmu. Okoliczności jednak przypominają coś w rodzaju… rodzinnego spotkania. To się często tak mówi, zjazd rodzinny i wtedy wychodzą wszystkie kwasy, ale to jest takie głębokie studium takiego spotkania rodzinnego.
Tak, takiego spotkania, właśnie zjazdu, trochę takiego niechcianego zjazdu i jednocześnie takiego wyjątkowego momentu w życiu tej rodziny, kiedy postanawiają spakować swój dom rodzinny, który jest, myślę sobie, szóstym bohaterem tego filmu, ważnym bohaterem tego filmu i postanawiają tą dużą przeszłość pożegnać, wyraźnie się odciąć. Dla mnie ten film jest nie tylko o spotkaniu i o rodzinie, ale tak naprawdę jest o jakimś końcu świata. Takim, wiesz, uczuciu, gdy tracimy kogoś bardzo bliskiego i wydaje nam się, że ten świat naprawdę powinien stanąć i przestać funkcjonować, a on idzie dalej i my nie wiemy, jak mamy się w tym nowym świecie odnaleźć.
A równocześnie wiemy, że musimy się odnaleźć, nie? Mógłbym to zrobić samodzielnie, ale wolałbym, żebyś to ty wprowadziła kilkoma zdaniami naszych słuchaczy w te okoliczności fabularne, w których się spotykamy.
Cały film oglądamy z perspektywy Oli, jest to najstarsza z trójki rodzeństwa i prowadzi życie tak zwanego słoika, któremu się nie udało. Mówię to oczywiście z dużą sympatią, sama także jestem tak zwanym słoikiem, czyli osobą, która się wyprowadziła ze stolicy na studia. Ola wyjechała do tej stolicy z takim dużym poczuciem presji tego, co ma do zrobienia i wraca na moment do domu i okazuje się, że ten dom w ogóle już taki nie jest, jakim go zostawiła. Okazuje się, że nie pasuje ani do tej rzeczywistości, którą próbowała sobie stworzyć, ani do tej przeszłości, która wydawała się jej, że zawsze będzie właśnie tam, że jest pewnymi korzeniami. I tak idziemy z nią nitka po nitce, odkrywając tak naprawdę pewną, nie wiem czy tajemnicę rodziną, pewne tabu rodzinne, zrzucając kolejne maski. Ola jest bohaterką niełatwą, dosyć precyzyjnie konfrontuje rodzinę z tym, co wszyscy starają się zostawić i sięga po taki inny bardzo ważny temat tego filmu, czyli temat pamięci. Pamięci różnej, tego jak jesteśmy w stanie to samo wspomnienie w jednej rodzinie zapamiętać na kompletnie różne sposoby tego, czy tą pamięć chcemy utrzymać, czy w zasadzie chcemy by ona się ulotniła i dzięki temu pozwoliła nam na zachowanie przestrzeni bezpiecznej.
Bardzo istotne jest to, że ci bohaterowie spotykają się w okolicznościach, w których muszą odrobić lekcję z bardzo istotnej straty.
Tak, bardzo istotnej straty, super to ująłeś. Próbują odrobić lekcję żałoby. Tego czym ona jest, jaka ona jest, jak bardzo różnie można ją przeżywać i jak w zasadzie musimy zaakceptować to, że choćbyśmy nie wiem jak chcieli, o pewnych rzeczach bardzo trudno się rozmawia, możemy je właśnie różnie pamiętać, różnie przeżywać i musimy odnaleźć w sobie pewną odpowiedź, mimo że bardzo chcielibyśmy przeżyć coś wspólnie. Wydaje nam się, że są te wszystkie powiedzenia, że to nas nie zabije, to nas wzmocni. Nie wiem, nie jestem fanką tego powiedzenia. Mam wrażenie, że ten film też stara się troszeczkę tutaj o to zahaczyć.
No właśnie, bo to powiedzenie, ono trochę wymusza na człowieku założenie na siebie takiego pancerzyka, podczas gdy mam wrażenie, że twój film mówi, że nie pancerzyk, a spotkanie z tym, co w człowieku miękkie.
Tak, i że to pytanie trzeba sobie zadać i samemu na nie odpowiedzieć. Jednocześnie wspaniałe jest to, jeżeli nie zostaniemy sami w obliczu takiej tragedii. Jeśli jednak możemy się zwrócić w stronę rodziny. Film pokazuje taką sytuację, kiedy to zwrócenie się w stronę rodziny tak naprawdę jest bardzo trudnym wyborem i przynosi wiele konfliktów. Niemniej jednak, przez to, że dotyka tak dużego tematu jak śmierć rodzica, bardzo mi zależało, żeby stworzyć historię, która jednak niesie ze sobą nadzieję, która jest opowiedziana też w dosyć pogodny sposób miejscami. Dlatego postanowiłam obrać tutaj za głównych bohaterów trójkę rodzeństwa, bo jak relacje między rodzeństwem są bardzo dynamiczne, nie zawsze możemy siebie traktować serio, więc tutaj mam wrażenie, że to daje takiego światła, czegoś ciepłego, jasnego, bliskiego.
Udało Ci się także ubrać ten film w taki bardzo porządny kostium solidnego warsztatu aktorskiego i takie mam wrażenie, że to studium, studium relacji w rodzinie w obliczu straty, wybrzmiewa tak wnikliwie także dlatego, że aktorzy dostali bardzo szerokie pole manewru. Myślę, że tam było dużo przestrzeni, żeby trochę w obie pogrzebać.
Scenariusz był napisany bardzo precyzyjnie, miałam na to kupę czasu, żeby o niego zadbać, bo pisałam go przez sześć lat. Potem wymagał jeszcze pewnej pracy w momencie, kiedy przyszli aktorzy i to właśnie wtedy te postaci zaczęły żyć nie na papierze, tylko już gdzieś bardziej w wyobraźni. Więc jest to duża przyjemność i duże wyzwanie napisać i stworzyć debiut, który będzie, tak jak mówisz, dużym polem manewru dla różnych talentów, które tu występują, ale dla mnie to też było naprawdę duże marzenie i takie wyzwanie dla samej siebie, żeby napisać historię, która będzie utkana z aktorów, która nie będzie sięgała po wizualne sztuczki. Zależało mi tutaj, żeby pole tej narracji oddać aktorom, żeby mieli możliwość sięgnąć po różne psychologiczne niuanse, żeby mieli czas na ukazanie subtelnych twarzy żałoby, malutki twarzy żałoby, które nie krzyczą, tylko właśnie mówią szeptem. To także ukłon w stronę widza wrażliwego, który ma ochotę i ma czas, żeby przez to niespełna półtorej godziny zanurzyć się w tych emochacj i poszukać, co buzuje pod taką bardzo cienką taflą próby utrzymania wszystkiego w ryzach.
No właśnie, bo to powiedzenie, ono trochę wymusza na człowieku założenie na siebie takiego pancerzyka, podczas gdy mam wrażenie, że twój film mówi, że nie pancerzyk, a spotkanie z tym, co w człowieku miękkie.
Tak, i że to pytanie trzeba sobie zadać i samemu na nie odpowiedzieć. Jednocześnie wspaniałe jest to, jeżeli nie zostaniemy sami w obliczu takiej tragedii. Jeśli jednak możemy się zwrócić w stronę rodziny. Film pokazuje taką sytuację, kiedy to zwrócenie się w stronę rodziny tak naprawdę jest bardzo trudnym wyborem i przynosi wiele konfliktów. Niemniej jednak, przez to, że dotyka tak dużego tematu jak śmierć rodzica, bardzo mi zależało, żeby stworzyć historię, która jednak niesie ze sobą nadzieję, która jest opowiedziana też w dosyć pogodny sposób miejscami. Dlatego postanowiłam obrać tutaj za głównych bohaterów trójkę rodzeństwa, bo jak relacje między rodzeństwem są bardzo dynamiczne, nie zawsze możemy siebie traktować serio, więc tutaj mam wrażenie, że to daje takiego światła, czegoś ciepłego, jasnego, bliskiego.
Udało Ci się także ubrać ten film w taki bardzo porządny kostium solidnego warsztatu aktorskiego i takie mam wrażenie, że to studium, studium relacji w rodzinie w obliczu straty, wybrzmiewa tak wnikliwie także dlatego, że aktorzy dostali bardzo szerokie pole manewru. Myślę, że tam było dużo przestrzeni, żeby trochę w obie pogrzebać.
Scenariusz był napisany bardzo precyzyjnie, miałam na to kupę czasu, żeby o niego zadbać, bo pisałam go przez sześć lat. Potem wymagał jeszcze pewnej pracy w momencie, kiedy przyszli aktorzy i to właśnie wtedy te postaci zaczęły żyć nie na papierze, tylko już gdzieś bardziej w wyobraźni. Więc jest to duża przyjemność i duże wyzwanie napisać i stworzyć debiut, który będzie, tak jak mówisz, dużym polem manewru dla różnych talentów, które tu występują, ale dla mnie to też było naprawdę duże marzenie i takie wyzwanie dla samej siebie, żeby napisać historię, która będzie utkana z aktorów, która nie będzie sięgała po wizualne sztuczki. Zależało mi tutaj, żeby pole tej narracji oddać aktorom, żeby mieli możliwość sięgnąć po różne psychologiczne niuanse, żeby mieli czas na ukazanie subtelnych twarzy żałoby, malutki twarzy żałoby, które nie krzyczą, tylko właśnie mówią szeptem. To także ukłon w stronę widza wrażliwego, który ma ochotę i ma czas, żeby przez to niespełna półtorej godziny zanurzyć się w tych emochacj i poszukać, co buzuje pod taką bardzo cienką taflą próby utrzymania wszystkiego w ryzach.
Agata Kulesza, Bartłomiej Topa, Sebastian Dela to zaledwie część tej obsady. Myślę, że każdy debiutant marzyłby o tym, żeby jego historie były opowiedziane takimi właśnie ustami.
Tak, to była moja duża ambicja i szczęśliwie spełniona, żeby zaprosić takich aktorów, którzy niezależnie jak dużym stażem i doświadczeniem dysponują, kochają rozmowę. I taka właśnie była moje obsada: kochająca rozmowę, stwarzająca pole do pewnych wyzwań, także dla mnie. To aktorzy, dla których każda linijka tekstu jest ważna. Moment, w którym udało mi się zaprosić do tego filmu Maję Pankiewicz, czyli główną postać tego filmu, świetną aktorkę, która od razu nadała pewnego tempa i podniosła tutaj niewiarygodnie poprzeczkę, to tak naprawdę ona za sobą pociągnęła dla mnie wizję też kolejnych członków obsady. Mamy wielu wspaniałych aktorów, więc myślę, że wyzwaniem tutaj nie było świetnie obsadzić poszczególne role, ale świetnie obsadzić poszczególne relacje w taki sposób, żeby ci aktorzy mieli przestrzeń do iskrzenia, do ściskania, do szukania, do tarcia i jestem bardzo szczęśliwa, bo to już było czuć na planie, że to się udało i my za tym podglądem na kulisach po prostu razem z ekipą czuliśmy dreszcze patrząc jak ściera się główna postać grana przez Maję Pankiewicz z postacią mamy graną przez Agatę Kuleszę. To są dwie wielkie tytanki, które stają naprzeciwko siebie i jedyne co ja, jako reżyserka mogę zrobić, to obserwować to, co się dzieje.
Myślę, że tutaj trochę się istota kina dzieje, to znaczy, że to nie chodzi o to, żeby postawić człowieka w określonych okolicznościach scenograficznych i scenariuszowych, tylko żeby trochę przyjrzeć się relacjom i żeby zbadać co się dzieje w ramach spotkania aktora z aktorem, aktora z reżyserem, aktora ze scenografią, aktora z tekstem. To chyba wymaga otwartości na to, co to spotkanie przyniesie...
Wiesz co, wydaje mi się, że zdecydowanie, bo tak jak mówisz, w ogóle często się o tym mówi, że film to jest spotkanie i sobie nawzajem jako filmowcy życzymy, żeby się zobaczyć na szlaku, żeby się spotkać na szlaku filmowym i życiowym. Ciekawe, że powiedziałeś o tym spotkaniu, bo pomyślałam sobie, że to co mi tak bardzo zapadło w pamięć to jest okres prób, kiedy wymyśliłam sobie, że bardzo bym chciała, żeby ta filmowa rodzina, ci aktorzy, którzy nie wszyscy mieli okazję grać wcześniej ze sobą, mieli okazję się spotkać właśnie w takich warunkach jak prawdziwa rodzina, czyli w warunkach obiadu, tylko ten obiad poprosiłam, żeby ugotowali sami w dekoracji, bo to było chwilkę przed planem, kiedy jeszcze powstawał ten dom, scenografia świetnie stworzona przez Oliwię Waligórę i jej ekipę i ci aktorzy, Agata, Bartek zaprosili swoje dzieci do gotowania i mieli okazję spędzić jedno popołudnie jako rodzina, tym samym budując sobie fundament wspomnień, podstawę do tego, żeby wiedzieć co w istocie stracili, kiedy ten ojciec zniknął.
Całej rozmowy posłuchasz w podkaście.
Posłuchaj rozmowy Tadeusza Marka z Moniką Majorek