Twórca kreśli w filmie diagnozę współczesności za pośrednictwem burzliwych losów gwiazdy muzyki pop – Celeste, która jako królowa sceny narodziła się dzięki... zamachowcy. Dziewczyna jest bowiem ofiarą strzelaniny w amerykańskiej szkole. Jej właśnie – jako jednej z nielicznych – udaje się przeżyć. Fabularny punkt wyjścia jest interesujący, ale niestety nie zostaje on do końca wykorzystany przez Corbeta. Jego film nie mówi nam bowiem nic nowego o kryzysach współczesnego świata.
Portman (na początku filmu zastępowana przez Raffey Cassidy kreującej postać nastoletniej Celeste) gra dziewczynę z amerykańskiej prowincji, która przepracowując traumę szkolnej strzelaniny, nagrywa piosenkę o tym doświadczeniu. Nagranie jej występu zdobywa szeroką popularność czyniąc z Celeste ulubienicę publiczności. Jej sukces trwa, ale po serii skandalizujących wpadek kariera piosenkarki wymaga liftingu. „Vox Lux”, czyli tytuł nowej płyty niestabilnej emocjonalnie artystki, ma wynieść piosenkarkę z powrotem na szczyt.
Na przestrzeni kilku dekad oglądamy przemianę głównej bohaterki, która z anioła przeistacza się w potwora. Natalie Portman, w roli piosenkarki znajdującej się na skraju załamania nerwowego, robi co może, by nadać wiarygodny rys swojej postaci. Bez skutku. Jej Celeste – pijąca, ćpająca i wijąca się w spazmach – bardziej irytuje niż budzi współczucie. Trudno więc zgodzić się z zagranicznymi opiniami określającymi Portman rewelacją sezonu, a jej rolę – najlepszą w dotychczasowej karierze aktorki.
Przed nami opowieść o degrengoladzie jednostki; utracie niewinności, zawiści, żądzy sławy i pieniądza, o samotności i tęsknocie za uczuciem, które uleczy najgłębsze rany. To także historia o bezwzględnych mediach i bezrefleksyjnej społeczności, która promuje idoli zatruwających umysły milionów fanów na całym świecie.
Urszula Wolak