Maureen mieszka i pracuje w Paryżu. Zdecydowała o tym nagła śmierć jej brata bliźniaka, który w wieku 27 lat umarł na zawał serca. Młoda kobieta postanawia nawiązać z nim kontakt przebywając w opuszczonym domu, w którym Louis spędził ostatnie godziny życia. Poza rozwijaniem swych spirytualistycznych zdolności, Maureen dba – bez większego entuzjazmu – o garderobę pewnej francuskiej gwiazdy. Tych światów, jak sama stwierdza, nie można ze sobą połączyć. Nie udało się to również samemu reżyserowi. Jego film rozpada się bowiem w momencie, gdy okazuje się, że Maureen przeżywa niezdrową fascynację życiem swej pracodawczyni. Assayas niby próbuje złożyć swą historię w jedną całość, ale czyni to nieudolnie.
Czy ktokolwiek uwierzy, że główna bohaterka rzeczywiście zwierza się duchowi ze swoich „brudnych” myśli i esemesuje z nim godzinami nie podejrzewając, że piszącym do niej nieznajomym może być po prostu napotkany niedawno mężczyzna? Sekwencja wysyłania wiadomości przez telefon trwa prawie kilkadziesiąt minut. Jest nie tylko mało wiarygodna i nudna, ale i potwornie irytująca!
„Personal Shopper” aspiruje do miana thrillera i na pierwszy rzut oka ma wszystko czego potrzebuje dobry dreszczowiec. W świat z pozoru uporządkowany i bezpieczny wkrada się bowiem zło mające zarówno charakter rzeczywisty jak i paranormalny. Jest seks, trup i tajemniczy nieznajomy, a jednak „Personal Shopper” nie wywołuje pożądanych dreszczy. A może warto – z sentymentu do dojrzewającej na ekranie Stewart – przekonać się o tym na własnej skórze?
Urszula Wolak/ko