Forma ich dzieła przywodzi na myśl przede wszystkim obrazy francuskiego reżysera Roberta Bressona („Dziennik wiejskiego proboszcza”, „Na los szczęścia Baltazarze”) charakteryzujące się minimalistyczną inscenizacją, oszczędną scenografią i estetycznym chłodem. Odnieść można wrażenie, że portretowana przez nich – w interesujący sposób – Olga (zachwycająca Michalina Olszańska), choć materialnie niczego jej nie brakuje, żyje w świecie pustym, wyjałowionym z uczuć, pozbawionych jakichkolwiek perspektyw. Najbliżsi nie mają tu sobie nic do powiedzenia, a społeczeństwo do perfekcji opanowało język przemocy. Czy Olga jest ich niewinną ofiarą, a jej zemsta na ludziach może zostać usprawiedliwiona? Piekło to inni – przekonuje przez cały film bohaterka. Największym problemem dla kobiety jest jednak ona sama – niezdolna do nawiązania relacji z innymi, sfrustrowana, skrycie pielęgnująca wewnętrzny bunt, zmagająca się seksualną tożsamością, szukająca miłości, której nigdy nie zdołała odnaleźć, za słaba, by o siebie po prostu walczyć.
Temperatura historii Hepnarovej, z potencjałem na mrożący krew w żyłach dreszczowiec, zostaje przez twórców maksymalnie obniżona. Opowieść snuje się powoli i składa się z sekwencji raczej statycznych obrazów ukazujących Olgę w różnych sytuacjach, które jak podpowiadają filmowcy, zdeterminowały ją do podjęcia ostatecznej decyzji o staranowaniu niewinnego tłumu. Z jednej strony można uznać to za celowo przyjętą strategię estetyczną, z drugiej – za błąd wynikający z nieudolnie budowanej dramaturgii. Uderza przede wszystkim brak przyczynowo-skutkowej logiki.
Choć czarno-białe zdjęcia Adama Sikory są niewątpliwie źródłem wielu estetycznych wrażeń, a gra młodej polskiej aktorki (która zabłysnęła już w „Córkach dancingu” Agnieszki Smoczyńskiej) doskonale oddaje ponurą naturę i mroczny stan ducha Olgi Hepnarovej, nie rekompensują one jednak wielu uchybień filmowców. Na tle wchodzących właśnie na ekrany hollywoodzkich produkcji: „La La Land” czy „Manchester by the Sea”, „Ja, Olga Heparová” wydaje się mimo to intrygującą formalnie alternatywą skierowaną szczególnie do widzów, którzy lubią filmowe wyzwania dalekie od wizualnego rozpasania amerykańskiej „Fabryki Snów”.
(Urszula Wolak/ko)