Ostatnie dni Festiwalu Misteria Paschalia to czas wielkich oratoriów i medytacyjnych brzmień "Ciemnych jutrzni".

Rzym przez cały XVII wiek był wielkim laboratorium sztuk, z którego wychodziły coraz to nowe dzieła. Można stwierdzić, że papieska stolica dała światu dwa gatunki muzyczne: samodzielną muzykę instrumentalną i oratorium. W historii obu do najważniejszych, kluczowych postaci należał Bernardo Pasquini. Jego poświęcone męce Chrystusa oratorium La sete di Cristo (Chrystus spragniony) wypełnia wielkopiątkowy program festiwalu Misteria Paschalia.
 
Oratorium Pasquiniego nie wzięło się z kaprysu czy nagłego porywu religijności. Gatunek ten wpisany był w krajobraz barokowego Rzymu, w którym narodził się, jako sposób zaangażowania muzyki w ćwiczenia duchowe kongregacji założonej przez św. Filipa z Neri, a doszedł do tego, że zastępował operę — z jej wirtuozerią, dramatycznym napięciem, formami recytatywu i arii, wreszcie rosnącą rolą orkiestry.
 
 Dzieło — jak cała wokalna część twórczości Pasquiniego — pozostawało do niedawna w całkowitym zapomnieniu. Kraków usłyszy je zaledwie dwa lata po ponownym — po ponad trzech wiekach — wykonaniu w Rzymie. Ten niezwykły koncert w wykonaniu Academii Montis Regalis pod batutą Alessandro de Marchi 3 kwietnia o godz. 20:00 do Filharmonii Krakowskiej.


W Wielką Sobotę festiwal przenosi się do Wieliczki. Podziemna kaplica w Kopalni Soli „Wieliczka”, jest przestrzenią wyjątkową – i w szczególny sposób wykorzystywana jest przez festiwal Misteria Paschalia. Mają tu miejsce koncerty wymagające intymności, muzyki przemawiającej do słuchaczy ściszonym głosem, lepiej czującej się w mroku, niż w blasku świateł. Nic lepiej nie odpowiada tej charakterystyce, niż "Ciemne jutrznie – Leçons de ténèbres" kompozytorów francuskiego baroku.


"Leçons de ténèbres" to fenomen – kompozycje o charakterze osobistych rozważań, pozbawione zewnętrznego splendoru, przeznaczone w zasadzie do wykonywania prywatnego, które jednak za każdym razem przyciągają rzeszę słuchaczy spragnionych jedynego w swoim rodzaju, intymnego kontaktu z muzyką. Nic dziwnego, że wracają do programu festiwalu – choć ostatnia okazja spotkania z nimi miała miejsce ledwie rok temu. Tym razem obok Charpentiera zabrzmią jednak kompozycje Couperina, a wykonawcą jest sławny zespół Les Talens Lyrique pod kierunkiem swojego szefa, Christophe'a Rousseta. Fenomenalny klawesynista i dyrygent znany jest już festiwalowej publiczności z kilku pamiętnych kreacji – tym ciekawiej będzie posłuchać go w jego specjalności, repertuarze francuskim.
 
W Niedzielę Wielkanocną wielki finał Festiwalu. Handlowskie oratorium powstało jako odpowiedź na rynkową potrzebę. Osiadłszy w Anglii, kompozytor przez ponad dwadzieścia sezonów nie tylko rzucał na pożarcie publiczności kolejne opery (oczywiście w stylu włoskim, powszechnie obowiązującym), ale kierował też teatralnym biznesem, między dwiema nienawidzącymi się primadonnami, w zażartej walce z rywalami, wśród kaprysów płaconych krociowo najsłynniejszych śpiewaków. Przedsiębiorstwa tego typu obarczone były niejakim ryzykiem, a skutek był taki, że splajtował i Handel, i jego konkurencja. Wówczas w końcu zdecydował się sięgnąć po środek, który już wcześniej przyniósł mu powodzenie – zamiast włoskiej opery zaczął przedstawiać w Londynie angielskie oratoria.
 
Oratorium oznacza religijną (z drobnymi wyjątkami) historię, o którą w zasadzie nikt nie miał pretensji, brak kosztownej dekoracji (bo choć wykonywane w teatrze, były dziełami estradowymi, nie scenicznymi) i przede wszystkim tańszych, często brytyjskich śpiewaków, zamiast finansowego wyścigu o względy Senesina czy Farinellego (który zresztą u Handla nie zaśpiewał). To jednak, co pozostało niezmienne, to rzecz najcenniejsza – geniusz, który w nowej formie, nieskrępowany operowymi regułami, mógł na nowo rozkwitnąć. Po pierwsze – niespotykaną mocą mogły zabrzmieć chóry: w operze praktycznie nieobecne, w oratorium niekiedy stają się protagonistą. Po drugie – opera śpiewana była z pamięci, a oratorium z nut, co oznacza, że muzyka tych drugich mogła być znacznie bardziej skomplikowana. Skutek: Handel, autor kilkudziesięciu oper, gdy w latach 1739-41 definitywnie zwrócił się ku oratoriom , nigdy już do opery nie wrócił. Powstawać natomiast zaczęły, jedno po drugim, arcydzieła cieszące się często większym powodzeniem, niż opery: od Athalii, przez Saula, Izrael w Egipcie, oczywiście Mesjasza, Samsona, Herculesa, Solomona, po Theodorę i – jako ostatnie – Jephthę. Po sezonie 1752 r., kiedy jako nowość pokazał owo oratorium (obok wznowień kilku innych tytułów), kompozytor wpłacił do banku okrągłą sumę 2290 funtów.
 
Ostatnie oratorium Handla opowiada historię Sędziego Izraela, Jefte, pod którego dowództwem pokonano Ammonitów – i jego córki, którą musiał złożyć w ofierze jako dopełnienie ślubu złożonego przed bitwą. Autor libretta oratorium, wielebny Thomas Morell, wybrał łagodną interpretację (Biblia nie wyjaśnia sprawy jednoznacznie), wprowadzając interwencję boską: zanim ofiara zostanie złożona, zstępuje anioł i ogłasza, że wystarczy, by córka wodza poświęciła swe życie Bogu. Jak nie zaufać aniołowi, zwłaszcza gdy – jak w festiwalowym wykonaniu oratorium – śpiewać będzie głosem Jolanty Kowalskiej-Pawlikowskiej? Jephtha HWV 70 Handla wykona znakomita Accademia Bizantina i Chór Kameralny Capelli Cracoviensis pod batutą Ottavia Dantone.
 

materiały prasowe/jn