To bez wątpienia jeden z najbardziej ekscentrycznych filmów, jakie pojawiły się ostatnio na ekranach naszych kin. „Tabu” to drugi film pełnometrażowy Miguela Gomesa, czterdziestoletniego portugalskiego filmoznawcy, któremu przestało wystarczać pisanie o filmie i tak jak niegdyś słynni francuscy nowofalowcy – Jan-Louis Godard, François Truffaut, Claude Chabrol – chwycił za kamerę. Reżyserowania nie uczył się w szkołach, a bezpośrednio – metodą prób i błędów – na filmowym planie. I – oczywiście – podpatrując innych, bo Gomes to wytrawny kinoman, zakochany zwłaszcza w starym kinie (podobnie jak Michael Hazanavicius, autor słynnego „Artysty”). Najlepszym dowodem na to właśnie czarno-białe „Tabu”, wyraźnie inspirowane dokonaniami kina niemego, przede wszystkim jego etnograficznym, a także przygodowo-egzotycznym nurtem (sam tytuł nawiązuje do słynnego filmu Friedricha Wilhelma Murnaua i Roberta Flaherty’ego, nakręconego w 1931 roku na Thaiti). Walory filmu Gomesa docenili jurorzy ostatniego festiwalu berlińskiego, przyznając portugalskiemu artyście Nagrodę Specjalną im. Alfreda Bauera, a także krytycy honorując go laurem FIPRESCI.


fot. materiały prasowe
Zrealizowane w dużej mierze w konwencji kina niemego „Tabu” (w filmie nie ma dialogów, a rozwój fabuły komentowany jest przez narratora zza kadru, z obrazem korespondują zaś jedynie tzw. szmery, czyli dźwięki naturalne), mimo tego, że często narrację prowadzi sam obraz, ma konstrukcję literacką – dwuczęściową opowieść (część pierwsza „Utracony raj” rozgrywa się w Lizbonie, część druga „Raj” – w Afryce) poprzedza prolog, który właściwie pełni funkcję cody, a sama historia podzielona jest na liczne rozdziały, których tytuły to nazwy mijających miesięcy. Utrzymaną w nieco paradokumentalnym stylu część pierwszą wypełniają trzy kobiety – ekscentryczna Aurora (notabene „Tabu” na ekrany naszych kin wprowadziła firma Aurora Films), jej pokojówka, czarnoskóra Santa oraz zaprzyjaźniona sąsiadka Pilar. Aurora właśnie przegrała wszystkie pieniądze w kasynie, więc jej życiowy entuzjazm nieco przygasł. Czując, że koniec bliski, prosi Santę i Pilar, by odnalazły jej dawnego ukochanego. Część drugą, zrealizowaną – w pełnej suspensu i melodramatycznych spięć – konwencji kina przygodowego, oczywiście w jej niemej odmianie, wypełnia historia tego namiętnego i grzesznego romansu. Film Gomesa nie opiera się na przyczynowo-skutkowym porządku narracyjnym, rządzi nim wyłącznie logika pamięci. Czas przeszły miesza się z teraźniejszym, tryb dokonany z przypuszczającym, sen z jawą, a proza życia z poezją, z solidną porcją nostalgii.