- A
- A
- A
Premiera "Trubadura" RECENZJA
Laco Adamik wyreżyserował "Trubadura" Verdiego w Operze Krakowskiej.Premiera "Trubadura"
-
-
-
-
crop_free
1
/ 4
Do dobrego tonu należy w operowym świecie narzekanie na libretto „Trubadura”. Że scenariusz klasy B lub C, że feeria nieprawdopodobieństw i w sumie nie wiadomo, o co chodzi. Każdy szanujący się recenzent cytuje słowa jednego z wielkich tenorów, Leo Slezaka, który miał tytułową partię w tej operze zaśpiewać naprawdę wiele razy, i wciąż z dzieła owego nic nie rozumieć… I ja, by tradycji stało się zadość cytuję, lecz pozwalam sobie się z wielkim tenorem nie zgodzić. Ani z resztą świata.
I nie będę ukrywać, że przekonał mnie do tego reżyser Laco Adamik, który zapytany o legendarne już kłopoty inscenizatorów z librettem podkreślał:
- Takie historie często oglądamy w filmach: na początku jest jakaś tragedia, nieszczęśliwa miłość, potem pomyłka, dwa nienawidzących się braci, czarownica. Do tego wojna domowa i polityczny background. Moim zadaniem jest dojść do elementarnej prawdy o bohaterach, prawdy zawartej w scenariuszu. I nawet jeśli libretto bywa trochę niejasne, geniusz muzyki Verdiego dopowiada nam treści.
Reżyser zapowiadał przed premierą „oldsukulową koncepcję” i „nowoczesne przedstawienie w starym stylu”. I słowa dotrzymał, świadomie rezygnując z prób odczytania opery z perspektywy współczesności. Chór Cyganów jest… po prostu chórem Cyganów, realizator nie pyta ani o współczesnych wykluczonych, ani o politycznie Oburzonych. Tytułowy bohater nie ma freudowskiego konfliktu z matką, a zakonnice... cóż, pomysły można by mnożyć, i nie wszystkie bywają złe.
Laco Adamik nie szuka pomysłów, nie szuka też uzasadnienia dla „Trubadura” poza światem libretta. Wierzy w opowieść Verdiego, stawia na pokazanie psychologicznej prawdy w relacjach między bohaterami. Scenografia Barbary Kędzierskiej jest prosta, symboliczna, by nie rzec surowa. Wszystko, co najistotniejsze odbywa się w duetach i ansamblach, nieomal na pustej scenie. Przerysowane aktorstwo nie koncentruje się na niuansach, czy interpretacjach, buduje natomiast mocny czytelny przekaz powodujących bohaterami emocji – „Trubadur” to zbrodnia namiętności, dramat miłości, nienawiści i zazdrości. Z gęsto i rozmaicie ścielącym się trupem – od dzieciobójstwa, przez płonące stosy po akt dekapitacji.
Podobnie „transparentne” czytanie libretta nie jest we współczesnej operze taką rzadkością. Pamiętam swoje zdumienie spektaklem „Maria Stuarda” Donizettiego w słynnym palermitańskim Teatro Massimo, wiosną 2010 roku. Miałam wrażenie, że na scenie zatrzymał się czas, a duch XIX-wiecznej opery, z jej kultem śpiewaków i skromnością inscenizacji, wciąż jest żywy. Krakowski „Trubadur” nie tyle jest skromny, ile pokorny wobec kompozytora.
Warunek powodzenia takiej koncepcji jest jeden: nienaganne wykonanie . Krakowska inscenizacja powinna przynieść Państwu satysfakcję muzyczną z dobrze przygotowanymi chórem i orkiestrą. Nie zawiodła gwiazda premierowego przedstawienia Małgorzata Walewska, której Cyganka Azucena brzmiała wyraziście, z lekką nutą nadekspresji. Pięknym tenorem o ciekawej, jasnej barwie zachwycił w partii Trubadura Arnold Rutkowski. Warto śledzić kolejne wykonania, premiera zobowiązuje!
Justyna Nowicka
Trochę historii...
Verdi pisał „Trubadura” po sukcesie „Rigoletta” (1851), przed przystąpieniem do pracy nad „Traviatą”. Początkowo myślał o wystawieniu utworu w Teatro San Carlo w Neapolu, ale kiedy negocjacje nie powiodły się, głównie z powodu wymagań finansowych, premierę przygotowano w Teatro Apollo w Rzymie. Przybywszy do Wiecznego Miasta kompozytor prowadził więc próby opery a nocą
w apartamentach pracował nad „Traviatą”. Premiera odbyła się w styczniu 1853 roku. Wbrew oczekiwaniom – Verdi narzekał na obsadę - „Trubadur” odniósł niebywały sukces. Wkrótce uliczne orkiestry i katarynki wygrywały arię Azuceny „Stride la vampa” i „Miserere” z IV aktu. Kilka lat po premierze Verdi pisał do przyjaciela: ” Gdziekolwiek pojedziesz, do Indii czy środkowej Afryki, wszędzie słychać Trubadura ”. Polska prapremiera odbyła się już w 1854 roku w Warszawie. Premierą „Trubadura” Opera Krakowska obchodzi Rok Verdiego. W historii krakowskiej sceny to pierwsza realizacja tego tytułu.
Reżyseria: Laco Adamik
Kierownictwo muzyczne: Tomasz Tokarczyk
Scenografia, kostiumy: Barbara Kędzierska
Przygotowanie Chóru: Zygmunt Magiera
Reżyseria światła: Bogumił Palewicz
Premiera: 8, 9 czerwca 2013
Kolejne spektakle: 11, 12 czerwca 2013
I nie będę ukrywać, że przekonał mnie do tego reżyser Laco Adamik, który zapytany o legendarne już kłopoty inscenizatorów z librettem podkreślał:
- Takie historie często oglądamy w filmach: na początku jest jakaś tragedia, nieszczęśliwa miłość, potem pomyłka, dwa nienawidzących się braci, czarownica. Do tego wojna domowa i polityczny background. Moim zadaniem jest dojść do elementarnej prawdy o bohaterach, prawdy zawartej w scenariuszu. I nawet jeśli libretto bywa trochę niejasne, geniusz muzyki Verdiego dopowiada nam treści.
Reżyser zapowiadał przed premierą „oldsukulową koncepcję” i „nowoczesne przedstawienie w starym stylu”. I słowa dotrzymał, świadomie rezygnując z prób odczytania opery z perspektywy współczesności. Chór Cyganów jest… po prostu chórem Cyganów, realizator nie pyta ani o współczesnych wykluczonych, ani o politycznie Oburzonych. Tytułowy bohater nie ma freudowskiego konfliktu z matką, a zakonnice... cóż, pomysły można by mnożyć, i nie wszystkie bywają złe.
Laco Adamik nie szuka pomysłów, nie szuka też uzasadnienia dla „Trubadura” poza światem libretta. Wierzy w opowieść Verdiego, stawia na pokazanie psychologicznej prawdy w relacjach między bohaterami. Scenografia Barbary Kędzierskiej jest prosta, symboliczna, by nie rzec surowa. Wszystko, co najistotniejsze odbywa się w duetach i ansamblach, nieomal na pustej scenie. Przerysowane aktorstwo nie koncentruje się na niuansach, czy interpretacjach, buduje natomiast mocny czytelny przekaz powodujących bohaterami emocji – „Trubadur” to zbrodnia namiętności, dramat miłości, nienawiści i zazdrości. Z gęsto i rozmaicie ścielącym się trupem – od dzieciobójstwa, przez płonące stosy po akt dekapitacji.
Podobnie „transparentne” czytanie libretta nie jest we współczesnej operze taką rzadkością. Pamiętam swoje zdumienie spektaklem „Maria Stuarda” Donizettiego w słynnym palermitańskim Teatro Massimo, wiosną 2010 roku. Miałam wrażenie, że na scenie zatrzymał się czas, a duch XIX-wiecznej opery, z jej kultem śpiewaków i skromnością inscenizacji, wciąż jest żywy. Krakowski „Trubadur” nie tyle jest skromny, ile pokorny wobec kompozytora.
Warunek powodzenia takiej koncepcji jest jeden: nienaganne wykonanie . Krakowska inscenizacja powinna przynieść Państwu satysfakcję muzyczną z dobrze przygotowanymi chórem i orkiestrą. Nie zawiodła gwiazda premierowego przedstawienia Małgorzata Walewska, której Cyganka Azucena brzmiała wyraziście, z lekką nutą nadekspresji. Pięknym tenorem o ciekawej, jasnej barwie zachwycił w partii Trubadura Arnold Rutkowski. Warto śledzić kolejne wykonania, premiera zobowiązuje!
Justyna Nowicka
Trochę historii...
Verdi pisał „Trubadura” po sukcesie „Rigoletta” (1851), przed przystąpieniem do pracy nad „Traviatą”. Początkowo myślał o wystawieniu utworu w Teatro San Carlo w Neapolu, ale kiedy negocjacje nie powiodły się, głównie z powodu wymagań finansowych, premierę przygotowano w Teatro Apollo w Rzymie. Przybywszy do Wiecznego Miasta kompozytor prowadził więc próby opery a nocą
w apartamentach pracował nad „Traviatą”. Premiera odbyła się w styczniu 1853 roku. Wbrew oczekiwaniom – Verdi narzekał na obsadę - „Trubadur” odniósł niebywały sukces. Wkrótce uliczne orkiestry i katarynki wygrywały arię Azuceny „Stride la vampa” i „Miserere” z IV aktu. Kilka lat po premierze Verdi pisał do przyjaciela: ” Gdziekolwiek pojedziesz, do Indii czy środkowej Afryki, wszędzie słychać Trubadura ”. Polska prapremiera odbyła się już w 1854 roku w Warszawie. Premierą „Trubadura” Opera Krakowska obchodzi Rok Verdiego. W historii krakowskiej sceny to pierwsza realizacja tego tytułu.
Reżyseria: Laco Adamik
Kierownictwo muzyczne: Tomasz Tokarczyk
Scenografia, kostiumy: Barbara Kędzierska
Przygotowanie Chóru: Zygmunt Magiera
Reżyseria światła: Bogumił Palewicz
Premiera: 8, 9 czerwca 2013
Kolejne spektakle: 11, 12 czerwca 2013
Komentarze (0)
Brak komentarzy
Najnowsze
-
17:50
Jakie decyzje prezydenta RP wymagają kontrasygnaty premiera?
-
17:09
Wicepremier Krzysztof Gawkowski: Polska jest dziś na wojnie cybernetycznej z Rosją
-
16:18
Minister cyfryzacji: fabryka sztucznej inteligencji w Krakowie będzie ratować życie
-
15:56
"Kino gloryfikuje młodość, ale potrzeba miłości i seksualność towarzyszą nam przez całe życie"
-
15:23
Pogrzeb Tadeusza Jakubowicza. „Żegnamy przede wszystkim dobrego człowieka”
-
14:57
"Kino gloryfikuje młodość, ale potrzeba miłości i seksualność towarzyszą nam przez całe życie"
-
14:47
Wierzby rosochate, a w nich diabły rogate
-
14:42
„Budowniczy mostów pokoju”. Historyk wspomina Tadeusza Jakubowicza
-
13:59
Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa działa od 30 lat!
-
13:47
Podejrzany o zabójstwo matki i siostry w Spytkowicach trafi na obserwację
-
13:46
Było nie było… Zbylut Grzywacz w MCK!
Skontaktuj się z Radiem Kraków - czekamy na opinie naszych Słuchaczy
Pod każdym materiałem na naszej stronie dostępny jest przycisk, dzięki któremu możecie Państwo wysyłać maile z opiniami. Wszystkie będą skrupulatnie czytane i nie pozostaną bez reakcji.
Opinie można wysyłać też bezpośrednio na adres [email protected]
Zapraszamy również do kontaktu z nami poprzez SMS - 4080, telefonicznie (12 200 33 33 – antena,12 630 60 00 – recepcja), a także na nasz profil na Facebooku oraz Twitterze