fot. K.Pelc
[Posłuchaj: ]
Katarzyna Pelc: To niezwykła radość dla melomanów – móc usłyszeć w Pańskiej interpretacji utwory Haydna, Mozarta czy Beethovena. Dla mnie rozmowa z Panem jest tez niebywałą okazją do zadania pytania jak to się stało, ze został Pan pianistą? Czy to tradycje rodzinne? Pytanie może banalne, ale jestem przekonana, że odpowiedź tak znakomitego mistrza będzie dla wielu inspiracją.
Paul Badura- Skoda: W naszej rodzinie nie było tradycji muzycznych, rodzina nasza była rodziną zwykłych wiedeńskich obywateli. Ja miałem po prostu dobry słuch i dobry głos i moja mama dość wcześnie się zorientowała, że jestem utalentowany. Miej więcej w wieku sześciu lat ja oczywiście głównie słuchałem muzyki, no ale z czasem było inaczej .
K.P: Z takim talentem (jak Pański) oczywiście trzeba się urodzić, ale czy znajdzie Pan słowa pocieszenia dla tych, którzy nie tak hojnie obdarzeni przez naturę chcą stać się jak najlepszymi interpretatorami klasyków. Na co powinni położyć największy nacisk. Co dla nich w pierwszym rzędzie musi stać się ważne?
P.B-S.: To jest troszeczkę tak jak w hierarchii kościelnej. Nie jest prawdą, że wszyscy muszą być najlepszymi muzykami. Jedni są najlepsi , a inni po prostu dobrzy i grają w kosciołach choćby przy takiej okazji jak wybór nowego papieża co przecież tez się zdarzy. Jeśli idzie o to na co bym położył nacisk to jest rzeczą niezwykle ważną żeby muzyka sprawiała radość. Podobno słyszy się o takich muzykach, którzy cierpią z jej powodu i że są z tego powodu smutni. To chyba nie jest właściwa droga. Trzeba mieć radość z tego, że się gra. I wtedy to działa.
K.P: Pańskie życie artystyczne to można powiedzieć pasmo sukcesów -m począwszy od koncertów z Herbertem von Karajanem. To oczywiście zasługa nieprzeciętnego talentu i gigantycznej pracy. A co dla pana było tym sukcesem najważniejszym?
P.B-S.: Ważną dla mnie rzeczą, wielkim szczęściem było wykonywanie utworów klasycznych Haydna, czy Mozarta. Ale nie możemy też zapominać o Szubercie i oczywiście o Szopenie. Rzeczą niezwykłą, którą wspominam było pierwsze wykonanie światowe koncertu szwajcarskiego kompozytora Franka Martina napisanego specjalnie dla mnie. Dziewięć miesięcy przygotowywałem się do tego koncertu i oczywiście byłem bardzo przejęty , a rzeczą jeszcze dodatkową , którą bardzo mile wspominam było to, ze dyrygentem tego koncertu był polski dyrygent Jerzy Semkow.
K.P: W Pańskiej pracy niezwykle ważne są fortepiany z epoki. Czy gra na instrumentach dawnych jest ważna ze względu na możliwość wydobycia z nich brzmienia takiego jakie stworzył np. Mozart. Czy nam współczesne instrumenty, fortepiany w jakiś sposób fałszują oryginalne zapisy. A może je wzbogacają?
P.B-S.: Kształciłem się na instrumentach współczesnych. Dopiero pod koniec studiów zetknąłem się z instrumentem Bacha - Cembalo i odkryłem rzeczy niezwykłe. Ale prawdę mówiąc muzyka jest ponad te różnice. Dobrze jest pamiętać , że niektórzy kompozytorzy tak zmieniają instrumenty żeby wydobywać z nich niezwykłe brzmienie. Ale uważam, że muzyka pięknie napisana jest ponad te różnice.
K.P: Czy tak wybitny artysta odczuwa tremę przed koncertem? Jakie emocja towarzysza Panu tuż przed wejściem na estradę?
P.B-S.: Zwykle jestem zdenerwowany, aczkolwiek nie jest to typowa trema. Oczywiście czym innym jest wykonanie dla własnej potrzeby,w domu, w salonie , a zupełnie inny jest wystep przed publicznością kilkutysięczną. Takie wykonanie jest dla mnie niezwykle wazne i wiedzie ze sobą ogromną odpowiedzialność.
K.P: Koncertował Pan na całym świecie, występował Pan z najsłynniejszymi orkiestrami – z repertuarem bardzo bogatym. Gdzie i czyje utwory lubi Pan Panie Profesorze wykonywać najbardziej?
P.B-S.: Muzyka jest kodem międzynarodowym. Oczywiście jeżeli się stykam z ludźmi, którzy są lepiej wykształceni, lepiej do tego przygotowani to ten odbiór, którego ja doświadczam ze strony ludzi, którzy doskonale wiedza czego słuchają jest zawsze bardzo przyjemny. Ten odbiór jest rozmaity. Na przykład Polacy reagują bardzo żywiołowo, a z kolei Japończycy, którzy tez bardzo uważnie słuchają muzyki i wiem, że ją dobrze znają, inaczej zupełnie reagują. Nie reagują tak żywiołowo co oczywiście nie umniejsza w niczym ich odbioru.