Filharmonia ma kłopoty finansowe, zapowiadane są duże cięcia repertuarowe - ograniczenie koncertów do jednego tygodniowo, rezygnacja z dzieł wymagających zwiększonej obsady wykonawców, likwidacja niektórych koncertów cyklicznych. Nie wystarczy też pieniędzy na honoraria dla artystów wybitnych.



Krakowscy melomani przyzwyczaili się już do tego, że nie wyjeżdżając z miasta mogli uczestniczyć w wydarzeniach artystycznych na najwyższym poziomie, ale tak już jest w naszym kraju, że oszczędności zaczyna się od sztuki i nawet nie chce mi się tłumaczyć, jakie ma to skutki. Co się stało z naszym społeczeństwem po kilkudziesięciu latach odcięcia nas od europejskiej kultury ? Lud, który mentalnie wszedł do śródmieścia, nie zamierza z niego wychodzić. Zamieńmy kulturę wysoką, która kosztuje na tanie disco polo i stańmy się głąbami Europy.



Tłumy, które przyszły do Filharmonii w piątek i sobotę świadczą o tym, że są ludzie, którym sztuka przez duże S jest potrzebna. Dyrygentka JoAnn Falletta i skrzypek Michael Ludwig występują z najlepszymi orkiestrami na świecie - nic dziwnego, że zachwycili też krakowską publiczność. Falletta zaprzecza opiniom, że kobieta nie może być wybitnym dyrygentem. Brawurowo prowadziła orkiestrę w Uwerturze Akademickiej Brahmsa i VII Symfonii Dworzaka i z precyzją akompaniowała Ludwigowi w koncercie Wieniawskiego. A towarzyszyć temu skrzypkowi nie jest łatwo, bo jego niezwykła muzykalność łamie stereoptypy wykonawcze.



Krakowscy filharmonicy nie muszą mieć kompleksów występując z takimi artystami. W ostatnich latach dołączyli do grona dobrych europejskich orkiestr, ale obawiam się, że pozbawieni części koncertów będą zmuszeni do szukania dodatkowej pracy i nie będą mieli czasu na ćwiczenie a to fatalnie odbije się na poziomie ich formy artystycznej.



I na koniec jeszcze kilka gorzkich słów. Rozumiem, że trudno zrezygnować z pójścia na tak dobry koncert zakatarzonym i kaszlącym, ale chwilami odgłosy na sali można było wykorzystać jako ścieżkę dźwiekową do ekranizacji " Czarodziejskiej góry" !


Natomiast panie, które siedziały obok mnie nie mogły się powstrzymać od ożywionej konwersacji - jedna z nich powiedziała m.inn, że telefonu nie musi wyłączać, bo "o tej porze nikt do niej nie dzwoni" .Jednak zadzwonił. Pieniądze na bilet na kolejny koncert proponuję przeznaczyć na wizytę w kawiarni z korzyścią i dla tych pań - bo rozmawiając nie będą musiały ściszać głosu i dla tych, którzy do Filharmonii przychodzą posłuchać muzyki a nie zaprezentować futro i biżuterię.



(Beata Penderecka)