Dwa lata po tragedii w Norwegii przypomina nam o niej jeden z bezpośrednich uczestników. Adrian Pracoń to pochodzący z Polski młody człowiek, którego głos słyszeliśmy w wielu relacjach z tego dnia. Książka miała być dla niego rodzajem terapii, sam przyznaje jednak, że odkładał ją wielokrotnie, bo dopiero po dłuższym czasie przychodziły kryzysy.
Kiedy jako jeden z niewielu rannych zgodził się udzielać wywiadów telewizyjnym i radiowym stacjom, największym gazetom z całego świata, również z Polski, zadziwiał opanowaniem, spokojem, dokładnym relacjonowaniem i analizowaniem tego, co zdarzyło się na wyspie Utøya . Ale zawsze głos łamał mu się i beznamiętna wydawałoby się relacja była zaburzona, kiedy opowiadał o chwili, w której został oszczędzony przez mordercę. Brevik mierzył do niego z pistoletu, ale patrząc mu w oczy nie wystrzelił. Adrian Pracoń został ranny dopiero na końcu, kiedy Brevik dobijał ofiary leżące na kamieniach nad wodą, a Pracoń udawał martwego.Z późniejszych badań policji wynikało, że młody Polak został postrzelony ostatnią kulą.
Czy to ma jakieś podwójne znaczenie? Dlaczego dane mi było przeżyć? Dlaczego morderca mnie oszczędził? Te pytania wracają do chłopka, a część odpowiedzi znajdujemy niespodziewanie pod koniec książki, w czasie relacji z procesu Brevika.
Jest w tej książce opisanych kilka spokojnych dni na wyspie. Idealne miejsce na wakacje dla młodych ludzi. Większość z nich przyjeżdżała tam każdego roku. Dla młodego Polaka miało to być pierwsze spotkanie z polityczną aktywnością, nowy rozdział w życiu, zmiana nieciekawie dotąd układających się losów w Norwegii.
Dramatyczna, wstrząsająca opowieść. Adrian Pracoń nie napisał jej sam, pomógł mu w tym dziennikarz i pisarz Erik Moller Solheim. W norweskiej wersji, wydanej w maju, książka nosi tytuł: "Serce uderzające o kamień". Wolałabym, żeby polski wydawca wybrał taki tytuł.
Barbara Gawryluk
Adrian Pracoń, Masakra na wyspie Utøya , Wydawnictwo Pascal 2013