Konkurs Chopinowski stał się powiewem wielkiego świata, przeglądem młodego pokolenia najzdolniejszych pianistów i dowodem, że w rynek muzyczny wkracza grupa doskonałych artystów. W konkursie wzięło przecież udział 87 pianistów wyselekcjonowanych z ponad 500! I wszyscy grali świetnie – co zresztą w pierwszym werdykcie podkreślała prof. Katarzyna Popowa-Zydroń, przewodnicząca składu jury.
Obserwowanie w przyszłości uczestników konkursów i ich rozwoju, zarówno laureatów, jak i tych, którzy odpadli, będzie wielką przyjemnością. Nie raz pewnie nas zaskoczą, i pozytywnie, i negatywnie. Bo przecież talent i umiejętności techniczne, choć są warunkiem niezbędnym do kariery muzycznej, to jednak niejedynym. Liczy się jeszcze wiele innych cech, jak np. odporność psychiczna, pracowitość, dobre i konsekwentne budowanie właściwego dla siebie repertuaru, umiejętność odmawiania, umiejętność zjednywania wokół siebie ludzi w tym menedżerów, dyrygentów i publiczności, dotrzymywanie umów, rozeznanie i podejmowanie dobrych decyzji artystycznych oraz finansowych i przede wszystkim dobre zdrowie.
Konkurs Chopinowski wydaje się czymś w rodzaju balu debiutantów. Trzeba się dać zauważyć, przyciągnąć na siebie spojrzenia tych, którzy decydują: zapraszają na koncerty, organizują tournée, wydają płyty, rozdają nagrody finansowe i rzeczowe. I przyciągnąć także uwagę publiczności i mediów. W tym kontekście wszyscy mają szansę, zarówno laureaci, jak i odrzuceni. Oczywiście wiadomo, że laureaci tę szansę mają większą. Ale jest to tylko szansa i życie pokaże, czy potrafili ją wykorzystać. Konkurs się zakończył, ale życie pianisty właśnie się rozpoczyna i to w świecie, dość brutalnym, gdzie rządzi bóg pieniądz.
W historii Konkursu Chopinowskiego pamiętamy pianistów, którym przegrana „nakręciła” karierę. Taką najsłynniejszą postacią jest chorwacki pianista Ivo Pogorelić, który – jak czas pokazał – nie udźwignął szczęścia, które dał mu los. Wykorzystywał, ile się da metkę pianisty-skandalisty odrzuconego w konkursie, ale dziś wyraźnie widać, że tego paliwa było zbyt mało, by jechać na nim przez całe życie.
Już przyzwyczaiłam się do tego, że werdykty jury Konkursu Chopinowskiego zawsze są komentowane i zawsze są przedmiotem dyskusji, a często i sporów. Sama miałam do jury olbrzymie pretensje, gdy Aleksiej Sułtanow nie dostał w 1995 roku I nagrody, jedynie II i to ex aequo z Philippe Giusiano. A to przecież Sułtanow (niestety zmarły w 2005 roku) był tym charyzmatycznym pianistą, który porywał tłumy, to jego publiczność nosiła go na rękach. Miałam też żal do jurorów, gdy w 2010 roku I miejsce dostała Julianna Awdiejewa, a nie ulubieniec publiczności Ingolf Wunder. Teraz uważam, że werdykt jury był słuszny.
Co konkurs też pojawiają się dyskusje, jak zreformować tę imprezę, aby była sprawiedliwa. Ale przecież wszyscy wiemy, że nie jest to możliwe. Poruszamy się bowiem w materii niewymiernej. Gry pianisty nie da się zmierzyć ani zważyć. Poza tym liczy się nie tylko perfekcja wykonania, ale też i to coś, co sprawia, że jednych chcemy słuchać a innych nie. Wolimy przecież utwór w takim, a nie w innym wykonaniu. Na przykład wolę gdy Bacha gra Gould a nie Fischer. Ale przecież obydwaj byli fantastycznymi pianistami i nie chciałabym im nadawać numerów w rankingu.
Jury w historii Konkursu Chopinowskiego w różny sposób oceniało artystów. Metody punktacji były zmieniane nie raz. Eksperymentowano też miejscami siedzenia jurorów. Nawet był czas, że jury siedziało za zasłoną, aby nie było widać kto gra. Jury było mniej liczne, albo bardziej obszerne. Zasiadali w nim pedagodzy i koncertujący artyści, w różnych proporcjach. Ale to wszystko nie pomaga, ponieważ każdy z jurorów ma inną wrażliwość i co innego na nim robi największe wrażenie. A średnia sumy tych kilkunastu wrażliwości – w tym roku oceniało 17 jurorów – często daje zaskakujące wyniki.
W tym roku zwycięzca - Bruce (Xiaoyu) Liu z Kanady - nie wzbudzał kontrowersji. Ten absolwent Konserwatorium Muzycznego w Montrealu w klasie Richarda Raymonda, a obecnie uczeń Dang Thai Sona (jurora konkursu i to wzbudzało liczne komentarze) był dla wszystkich zwycięzcą i to już od początku. Grał pięknie, choć dla mnie Koncert e-moll wykonał najpiękniej laureat II nagrody Kyohei Sorita z Japonii, którą zresztą otrzymał ex aequo z Alexandrem Gadjievem.
Natomiast na punktowanym miejscu zabrakło mi Jewy Gieworgian (reprezentującą Rosję i Armenię). Ta 17-letnia pianistka zaskoczyła mnie swoją wirtuozerią, możliwościami nie tylko technicznymi, muzycznymi, ale i psychicznymi. Bo Konkurs Chopinowski wymaga odporności psychicznej, umiejętności radzenia sobie ze stresem, trwającym przez trzy tygodnie. I Jewa to wszystko miała, a do tego talent i urodę.
Konkurs Chopinowski już za nami, ale muzyka Chopina z nami pozostanie. Bo w niej jest wszystko, czego szukamy w życiu. I to jest dla nas, słuchaczy najpiękniejsze.