Była artystką totalną, dla której liczyła się tylko muzyka. Nie przywiązywała wagi do materialnej strony życia, nie interesowały ją gaże, honoraria, apanaże; obca jej była polityka; nawet sprawy domowe pozostawiała uwadze domowników: mamy, męża a potem córki. Dla niej liczyła się muzyka i to właśnie jej podporządkowała swoje całe życie.
Żyła po swojemu, tak jak chciała, w ciągłym biegu, w rozjazdach, na walizkach. Była w czasach PRL-u jak rajski ptak: kolorowa – sama projektowała swoje suknie koncertowe, uśmiechnięta, niezależna, mówiąca prosto z mostu to, co myśli i co jak wiadomo sprawiało jej sporo kłopotów.
Bo też sztuka dyplomacji była jej obca. Nie umiała zawierać sojuszy. Zajęta muzyką, będąc w ciągłej podróży, nie zdawała sobie w pełni sprawy, kto jest kim w ówczesnym życiu politycznym i kulturalnym. A władza zawsze miała zakusy na artystów, aby ich wykorzystać do swoich celów. I wykorzystała. Halina Czerny-Stefańska stała się polskim towarem eksportowym i władza mogła się nią chwalić.
Bo też grała wspaniale. Jej interpretacje zniewalały. Porywała słuchaczy już po kilku pierwszych minutach gry, zarówno w Japonii, Ameryce Południowej czy w Europie. Recenzje z jej występów pisane w kilkudziesięciu językach były zawsze entuzjastyczne. Recitalem w ONZ oraz dwoma solowymi koncertami w Carnegie Hall w Nowym Jorku i tournee po USA wzbudziła ogromny podziw. Pisano w recenzjach, że „od czasów Paderewskiego nie było polskiego pianisty o tak wspaniałym artyzmie, jak Halina Czerny-Stefańska”.
Nigdy nie odmawiała koncertów i grała dla każdej publiczności, zarówno elity w Nowym Jorku czy Paryżu, jak i wiejskiego polskiego domu kultury. Granie zawsze sprawiało jej wielką przyjemność. Dziś można powiedzieć, że urodziła się po to, by grać, by występować. To publiczność, której mogła zaprezentować muzykę była dla niej paliwem, motorem.
Gdy jako 30-latkę usłyszał ja w Paryżu Artur Rubinstein, powiedział :” pani Halino proszę do mnie przychodzić codziennie i grać”. I przychodziła i grała, wzbudzając jego zachwyt i prowokując do rad wielkiego pianistę, dzięki którym jej gra stawała się jeszcze lepsza, jeszcze bardziej dojrzała.
Dziś nam sobie trudno wyobrazić jej wielką karierę, bo oglądaliśmy ja stąd z Polski, zza żelaznej kurtyny, gdzie niewiele informacji docierało. Przecież nawet córka, by dowiedzieć się gdzie właśnie w danym momencie gra jej mama dzwoniła do PAGART-u, Polskiej Agencji Artystycznej, przez którą jedynie mogli wyjechać polscy artyści, a następnie wraz z babcią zamawiały połączenie telefoniczne do danego hotelu, celując aby wypadło to po koncercie, bo na połączenie telefoniczne czekało się 24 godziny. Stefańscy i tak mieli znajomości na poczcie – przez którą się zamawiało rozmowy zagraniczne – więc czekali tylko 12 godzin. Dziś trudno w tamten świat uwierzyć.
Pierwszym nauczycielem muzyki Haliny Czerny-Stefańskiej był jej ojciec, prof. Stanisław Szwarcenberg-Czerny. Następnie studiowała w klasie Alfreda Cortota w Ecole Normale w Paryżu, oraz Konserwatorium Warszawskim u Józefa Turczyńskiego (znanego w tamtych latach chopinisty) a po wojnie także w Akademii Muzycznej w Krakowie u prof. Zbigniewa Drzewieckiego - słynnego pianisty, pedagoga.
Jej międzynarodowa kariera rozpoczęła się od zdobycia pierwszego miejsca na IV Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina w Warszawie, w 1949 roku. Na tym samym konkursie dostała także wyróżnienie za najlepsze wykonanie mazurków Chopina. Koncertowała na wszystkich najważniejszych estradach świata, grając solo oraz z towarzyszeniem najlepszych orkiestr m.in. pod batutą Zubina Mehty czy Georga Solti.
Nagrywała dla licznych wytwórni, m.in. Polskich Nagrań, Deutsche Grammophon, Supraphon, Telefunken, His Master’s Voice, RCA-Japan, rejestrując m.in. dzieła nie tylko Chopina ale i Mozarta, Beethovena, Paderewskiego, Griega i Zarębskiego. Do historii przeszło zamieszanie wokół I Koncertu fortepianowego Chopina, które EMI wydało, jako nagranie słynnego rumuńskiego pianisty Dinu Lipattiego. Po wielu latach okazało się, że to jest nagranie Haliny Czerny-Stefańskiej, które przez pomyłkę trafiło na płytę tej słynnej firmy fonograficznej. Kto dziś ma tę płytę zapewne wie jak bardzo jest poszukiwana na rynku kolekcjonerskim.
Jedną z ostatnich płyt "Tańce Polskie" zdecydowała się poświęcić nie tylko muzyce romantycznej. Wraz z córką Elżbietą Stefańską, klawesynistką, zarejestrowała na niej utwory m.in. Ogińskiego, Chopina i Paderewskiego.
Była jurorka w wielu konkursach na świecie m.in. w Tel Avivie czy w Warszawie w Konkursie Chopinowskim. To właśnie dzięki Konkursowi Chopinowskiemu przeprowadziłam pierwszy z nią wywiad. A potem miałam okazję poznać jej niezwykły dom. Przez jej krakowskie mieszkanie, przewinął się tłum zagranicznych pianistów. To ona przygotowywała ich do konkursów, uczyła wykonywać muzykę Chopina. Zresztą ten adres: ul. Gancarska 3, to najsłynniejsze miejsce dla polskiej i światowej pianistyki. Tu było jak w akademiku, niektórzy przyjeżdżali na parę dni inni mieszkali przez lata. Czasem do obiadu siadało 30 osób.
Wybawieniem od wszystkich trosk była dla niej praca. Dlatego pracowała do końca. Mówiła córce, że: jeżeli jeszcze przeżyje, to prosi by kurs mistrzowski, który miała prowadzić w sierpniu w Dusznikach, został przeniesiony do Krakowa, do domu. Bo tu w Krakowie jeszcze da radę. Niestety, nie zdążyła go już poprowadzić. Jak wspominała córka, prof. Elżbieta Stefańska, klawesynistka, choroba przysporzyła jej wielu cierpień, ale była silna i dumna do końca, więc ból ukrywała przed najbliższymi. Umierała pogodzona z losem, z dystansem do siebie. Potrafiła powiedzieć córce: „Miałam bardzo szczęśliwe i ciekawe życie, ale już się skończyło”.
Prosiła tylko córkę o jedno, aby nie roztrwonić tradycji muzycznej tego domu. I Elżbieta Stefańska – nie roztrwoniła. W mieszkaniu do dziś pełno jest uczniów, muzyka brzmi cały czas, tam siedzibę ma Towarzystwo Muzyczne im. Haliny Czerny-Stefańskiej i Ludwika Stefańskiego, które właśnie tam organizuje liczne koncerty, a raz do roku 1 lipca w kolejne rocznice śmierci zaprasza na koncert w hołdzie Halinie Czerny-Stefańskiej.
Tak też było w tym roku. W czwartek, 1 lipca we Floriance zabrzmiały utwory: Bacha, Chopina, Szymanowskiego, Wajnberga, Janiaka. Zagrali: Elżbieta Stefańska, Mariko Kato-Shioya, Aleksandra Owczarek, Tomasz Potaczek, Anna Hara-Pióro, Małgorzata Muzyka-Gołogórska, Adrianna Kafel i Karolina Nadolska. Koncert poprowadził Piotr Oczkowski. Dla tych, którzy nie byli dobre informacje są dwie: koncert zostanie opublikowany w sieci; a zespół który powstał specjalnie z okazji tego wieczoru wystąpi 30 sierpnia w ramach Festiwalu „Muzyka w Starym Krakowie”.
A Halina Czerny-Stefańska – także dzięki takim wspaniałym koncertom - pozostanie na zawsze w pamięci jako wielka pianistka, niedościgła interpretatorka utworów Chopina. Warto brać udział w koncertach poświęconych pamięci pianistki, ale warto też sięgnąć po nagrania tej niezwykłej artystki. Jest ich wiele!