Był to bardzo wzruszający wieczór. Nie tylko dlatego, że rozpoczęło go wykonanie hymnu Ukrainy (zresztą Sinfonietta zagrała go na stojąco z niezwykłym entuzjazmem), nie tylko dlatego, że słuchacze licznie odpowiedzieli na apel organizatorów i hojnie wrzucali do puszek pieniądze przeznaczone dla uchodźców z Ukrainy, ale przede wszystkim dlatego, że Jan Lisiecki jest pianistą delikatnym i empatycznym. A słuchanie go to wielka przyjemność. Muzyka nie służy mu do popisu, do zademonstrowania umiejętności technicznych, lecz do przekazania emocji.
Pewnie dlatego właśnie krytycy nazywali Jana Lisieckiego "arystokratą fortepianu" oraz "unikalnym talentem", chwaląc za "zdumiewającą poetykę i pełne wyobraźni interpretacje". I taki był jego Chopin: poetycki, nostalgiczny, liryczny, delikatny. Powiem szczerze, że muzyka Chopina słuchana w chwili, gdy właściwie wszyscy myślimy o tym co dzieje się za naszą wschodnią granicą – brzmiała dogłębnie przejmująco.
Dla mnie ten koncert miał jeszcze inne znaczenie, poznałam Jana Lisieckiego w 2010 roku, jako 14-letniego chłopca, który miał już za sobą światową karierę cudownego dziecka. Wówczas pianista wystąpił już m.in. w Carnegie Hall, Kaufman Hall oraz wielu innych salach koncertowych USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Polski, Japonii i Kanady, z takimi artystami, jak m.in. Yo-Yo Ma, czy Emanuel Ax i wieloma innymi muzykami.
Wtedy w 2010 roku Jan Lisiecki a właściwie Jasiu przyjechał do Krakowa, by wraz z Sinfoniettą Cracovią wykonać Koncert fortepianowy Fryderyka Chopina (dyrygował wtedy Jacek Kapszyk), inaugurując w ten sposób małopolskie obchody Roku Chopinowskiego. Koncert ten został wykonany w Krakowie na krótko przed prezentacją na targach Midem w Cannes, gdzie Sinfonietta i Jan Lisiecki uświetnili galę rozdania Midem Classic Awards.
Przypomnijmy, że z orkiestrą pianista zadebiutował w wieku 9 lat grając wówczas z Calgary Civic Symphony. Został także najmłodszym w historii zwycięzcą Konkursu dla Wykonawców Koncertów w Calgary. I jako dziecko grał już, m.in. z Orkiestrą National Arts Centre, L'Orchestre Symphonique du Quebec, Minnesota Orchestra oraz National Academy Orchestra.
Zresztą historia dojścia Jana Lisieckiego do muzyki jest fascynująca. W 2010 roku opowiedział mi o tym pianista i jego mama Anita Lisiecka, która z nim podróżowała w roli agenta syna. - Muzyczny talent Jasia był dla nas szokiem. Bo my z muzyką nie mieliśmy nic wspólnego – mówiła mi Anita Lisiecka, która bardzo się obawiała tego zgiełku wokół syna. Zwłaszcza że Jaś rozwijał się w rodzinie zupełnie niemuzycznej i to z dziada pradziada. Rodzice Jana są ogrodnikami – architektami krajobrazu. Nie znali się na muzyce i musieli dopiero poznać środowisko muzyczne.
Jaś od początku był bardzo uzdolniony. Już w trzecim roku życia płynnie czytał, a gdy miał pięć lat okazało się, że ma ogromne zdolności matematyczne. Zaproszono wówczas mamę do szkoły i poinformowano, że dla rozwoju jego umysłu byłoby dobrze, aby się zaczął uczyć muzyki. I to był dla rodziny emigrantów ogromny problem. W Kanadzie nie ma darmowych szkół muzycznych, a za naukę muzyki trzeba płacić spore pieniądze. Rodzice myśleli wtedy, że poślą Jasia do chóru, ale chór też okazał się płatny, wybrali więc fortepian.
Znajoma Niemka pożyczyła im stare pianino, a emigrantka z Jugosławii, z wykształcenia inżynier a w Kanadzie pracująca w sklepie z kawą, zaczęła uczyć Jasia. Po paru miesiącach powiedziała rodzicom, że Jaś jest na tyle zdolny, że powinien go uczyć ktoś lepszy. I tak to się zaczęło.
Wtedy, gdy rozmawiałam z Jasiem Lisieckim i jego mamą uderzyła mnie ich niezwykła mądrość, skromność i wdzięczność. Bo lista osób, które dopomogłyby Jan mógł się uczyć i rozwijać, by miał w domu fortepian marki Steinway, by mógł koncertować z najlepszymi, jest bardzo długa. Nie zapomnieli o tym. I tę mądrość i skromność pianisty poczułam na wtorkowym koncercie. Nic się nie zmieniło pomyślałam, tylko Jaś dorósł i stał się Janem, doskonałym młodym pianistą.
Niebawem Jan Lisiecki skończy 27 lat. Od lat występuje ze znakomitymi orkiestrami w najbardziej prestiżowych salach koncertowych. Współpracował z tak uznanymi dyrygentami, jak m.in.: Claudio Abbado, sir Antonio Pappano. Wśród ostatnich najważniejszych wydarzeń warto wymienić: debiuty na festiwalu BBC Proms w londyńskiej Royal Albert Hall, występy z New York Philharmonic, jak również debiut z Münchner Philharmoniker.
Krakowskiej publiczności Jan Lisiecki też się spodobał. Słuchacze zgotowali mu owację na stojąco i wymusili bis. Pianista zagrał wtedy nokturn Paderewskiego. A potem odebrał od organizatorów grafikę będącą portretem Krzysztofa Pendereckiego, patrona sali, w której grał.
Wychodząc z koncertu myślałam, że to piękny człowiek, obdarzony nie tylko wielkim talentem, ale i piękną duszą. Warto patrzeć i słuchać, jak pięknie rozwija się ten pianista!