Pierwszym kandydatem, który niszczeniu materiałów wyborczych powiedział „nie” jest senator Bogdan Klich z Koalicji Obywatelskiej. Zgłosił on też na policję kradzież stojaka, na którym były umieszczone jego plakaty.
"Wierzę policji, wierzę w jej możliwości. Jest monitoring i mam nadzieje, że policja znajdzie sprawców"
Inny kandydat Michał Drewnicki z Prawa i Sprawiedliwości wylicza, że w Krakowie zniszczono mu już kilkadziesiąt plakatów i banerów. Nie zamierza tego jednak nigdzie zgłaszać.
"Kampania jest krótka. Skupmy się na merytorycznej pracy. Potępiam wandalizm, ale służby mają ważniejsze sprawy."
Piotr Szpiech z krakowskiej policji mówi, że funkcjonariusze otrzymali dwa zgłoszenia w sprawie niszczenia materiałów wyborczych w Krakowie. Jest też pierwszy zatrzymany.
"Policjanci w centrum miasta zatrzymali 46-latka, który malował po plakatach wyborczych. Postawiono mu zarzut propagowania treści faszystowskich i totalitarnych. Grozi mu do dwóch lat pozbawienia wolności"
Materiały wyborcze są niszczone także w innych miejscach w Małopolsce. Dużo tych spraw jest jednak niezgłaszanych. Przykładem jest tutaj kilkanaście pociętych ostrym narzędziem plakatów na Czarnej Górze w Olkuszu. Takie zachowania można przyrównać do działalności pseudokibiców – komentuje socjolog Janusz Majcherek.
"Część mieszkańców odbiera materiały wyborcze nie tak, jak reklamowe, ale jak kibole odbierają emblematy wrogiej drużyny. Trzeba je zwalczyć, zamalować, zniszczyć"
Kto jednak decyduje się na niszczenie plakatów, musi liczyć się z karą. Ta ustalona przez sąd może wynieść nawet 5 tysięcy złotych lub nawet ograniczenie wolności od 3 miesięcy do 5 lat.